
Kamień Filozoficzny to pierwsza gra pozwalająca nam się wcielić w... Tak! W Harryr'ego Pottera. Gra powstała w większości na podstawie książki o takim samym tytule i jest kierowana raczej do młodszych fanów serii. Mamy tu do czynienia z typową zręcznościówką, w której większość czasu spędzimy na rzucaniu czarów na wszystko co tylko się da, zbieraniu fasolek czy szukaniu 25 kart kolekcjonerskich. Trzeba przyznać, że Hogwart zbudowany w grze jest całkiem pokaźny, z masą tajnych skrytek, więc aby znaleźć wszystkie schowki trzeba trochę pobiegać. A mamy na to mnóstwo czasu w przerwie między zadaniami (głównie nauką nowych umiejętności) czy też po ukończeniu fabularnej części.
Grafika pozostawia wiele do życzenia, ale jak mówiłem jest to produkt przeznaczony dla dzieci, którym raczej to nie będzie przeszkadzać. Gra ma swoje lata, ale komu będzie to wadziło, kiedy chodzi bardziej o grywalność? Wszelkie postacie zostały stworzone na podstawie opisów z książek pani Rowling. Nie są one dokładne, ale nikt nie pomyli Harry'ego z Ronem. Ogólnie oprawa jest bajkowa i miła dla oka.
Udźwiękowienie jak najbardziej wspaniałe. Gra chyba w ogóle nie została spolszczona i mamy możliwość słyszeć angielskie oryginały. Na szczęście są polskie napisy bo wątpię by jakiś dziewięciolatek osiągnął taką biegłość w języku angielskim. Przez cały czas towarzyszy nam nastrojowa muzyka, która zmienia się w zależności od sytuacji na ekranie.
Sterowanie... Hm... Być może to wina mojego laptopa, ale rzucanie czarów sprawiało, że kamera przesuwała się nie do końca tak jakbym chciał. Ogólnie czułość myszki była za duża choć w ustawieniach zmniejszyłem do minimum.
W ciągu całej gry uczymy się paru zaklęć, które później będziemy skrupulatnie wykorzystywać, choćby w ostatecznym pojedynku z Quirellem. Grę oceniam dość nisko być może dlatego, że raczej już wyrosłem z pierwszych części przygód Pottera.
Ocena: 4/10

Druga gra z serii przypomina swoją poprzedniczkę więc nie będę się długo nad nią rozpisywał. Fabularnie ponownie opiera się głównie o książkę, a nam przyjdzie pozwiedzać takie lokacje jak Komnata Tajemnic czy Wielka Sala z podestem do pojedynków (które nie są zbyt widowiskowe).
Grafika została nieznacznie poprawiona, a postacie ruszają ustami kiedy wymawiają swoje kwestie. Mała rzecz, a cieszy. Hogwart wygląda podobnie jak w poprzedniej części, ale poukrywano w nim o wiele więcej sekretów.
Zmieniono system nauki czarów (w poprzedniej części należało myszką przesunąć po specjalnym wzorze tak by nie wyjechać poza krawędzie.) Teraz należy wciskać odpowiednie strzałki w podanej kolejności. Czarów jest więcej niż w Kamieniu, a co za tym idzie pojawiło się wiele nowych potworów, które Harry skutecznie usuwa ze swojej drogi. Podczas zadań spotkamy gnomy, kraby, ślimaki i chochliki.
Komnata została zdubbingowana, choć niektóre głosy (Ron!) nie zostały dobrane zbyt trafnie. Dodam, że jest to ponownie raczej zręcznościówka kierowaną wciąż dla młodszych odbiorców.
Sterowanie w tej części jest lepsze niż w pierwszej co działa oczywiście na korzyść.
Dużym minusem jest fakt, że grę można przejść w niecałe 5 godzin choć zawsze można bawić się w poszukiwacza wspomnianych wyżej kart czarodziejów. Oceniam podobnie jak część pierwszą, ale ten punkcik więcej należy się za poprawienie wielu elementów.
Ocena 5/10

EA zrobiło krok do przodu. Całkiem spory krok. Poprawiono grafikę, zmieniono zamek, dialogi są ciekawsze, zadania bardziej wymagające, a i poziom trudności gry nieznacznie urósł.
Modele postaci coraz bardziej przypominają swoje filmowe odpowiedniki tylko Hermiona w tej części jest przefarbowana na blondynkę.
Gra jest teraz mroczniejsza, głównie za sprawą dementorów, których Harry z czasem nauczy się poskramiać. Nowością jest to, że zaoferowano nam możliwość sterowania wszystkimi trzema bohaterami: Harrym, Ronem i Hermioną. Każde z nich, w trakcie gry uczy się innego czaru i tylko nimi można przejść poszczególne wyzwania.
Ukryto jeszcze więcej przedmiotów do znalezienia. Oprócz znanych już fasolek, po Hogwarcie walą się dyniowe paszteciki i kociołkowe pieguski. Fred i George otworzyli szkolny sklepik, gdzie można zakupić czekoladowe żaby, karty czarodziejów i hasła do sekretnych przejść za niektórymi portretami. Zmieniony zamek jest jeszcze większy i okazalszy. Czarów, których uczą się nasi bohaterowie, jest zaledwie 4, ale cała trójka zna też te poznane w jedynce i dwójce (nie wszystkie oczywiście).
We Więźniu nie ma meczów quidditcha, tak jak to miało w poprzednikach. Jedyną możliwością pooglądania tego czarodziejskiego sportu jest krótki filmik podczas rozgrywki, podczas którego Harry spada z miotły po ujrzeniu Dementorów. Ale żeby sobie polatać, twórcy gry udostępnili nam 5 tras do lotu na Hardodziobie, pewnym dość znanym Hipogryfie. Za przelecenie każdej trasy z odpowiednią ilością trafionych obręczy, Hagrid wręcza nam po jednej "fajowskiej" karcie kolekcjonerskiej.
Jak mówiłem, dubbing jest jeszcze lepszy niż w dwójce... No może poza okrzykami wydawanymi przez trio podczas skoków. Same dźwięki są jeszcze wspanialsze niż w poprzednich częściach. Muzyka towarzysząca nam przez całą rozgrywkę, jest wręcz przesycona magią.
Grę wspominam bardzo pozytywnie choć standardowo można ją przejść w zaledwie kilka godzin czego nie przedłuża nawet makabrycznie długie ładowanie poziomów co parę minut.
Ocena: 7/10

Tu już wyraźnie widać, że gra jest robiona dokładnie na podstawie filmu. Modele postaci wyglądają jak ich filmowe odpowiedniki (poza Hermioną, ale do tego każdy się przyzwyczaił), a ich głosy brzmią identycznie z prawdziwymi. Dubbing jest wspaniały. Ach te okrzyki Rona: "Kurczę, fasolka!", "Hej, tutaj! Fasolki!". Tym razem ponownie możemy grać każdą z postaci, nie ma jednak różnicy, którą z nich wybierzemy do danej misji.
Zmieniono całkowicie sposób rzucania czarów. Teraz nie jest to celowanie myszką w symbol zaklęcia, a używanie trzech klawiszy: z, x, c. "Z"; działa jak Accio- służy do ściągania do siebie fasolek, "x" służy do rzucania ogromnie widowiskowych czarów na wroga, a "c" by rzucić Wingardium Leviosę, Aqua Eructo, Carpe Retractum czy Herbivicus. Jak widać niszczenie wroga stało się teraz bardziej zaawansowane. Zaklęć jest mnóstwo, ale prawie żaden nie jest znany z filmu czy z książki bo twórcy sami wymyślili mnóstwo zaklęć i po dłuższym namyśle uznaję to za plus. Każdy chyba przyzna, że zamienienie głowy stworka w dynię jest ciekawym zakończeniem pojedynku.
Oprawa graficzna uległa ogromnej poprawie. Czary nie wyglądają realistycznie, ale tym lepiej. Otoczenie wygląda pięknie, a przyjdzie nam zwiedzać takie miejsca jak Cieplarnię, Łazienkę Prefektów, Zakazany Las lub Dachy Hogwartu.
Wspomniane wyżej lokacje są zarazem jedynymi w całej grze. Nie mamy możliwości eksplorowania całego zamku, jak to miało miejsce w poprzednich częściach. Z menu wybieramy gdzie chcemy się teraz wybrać i od razu się tam znajdujemy.
Ale żeby nie było smutno: Mamy do rozegrania 3 zadania Turnieju Trójmagicznego. Mnie osobiście najbardziej przypadła do gustu ucieczka przed Rogogonem. Drugie zadanie polega na zwiedzaniu Hogwarckiego jeziora, które nawiasem mówiąc wygląda pięknie, a trzecie zostało zrobione z nieco mniejszym rozmachem. Tylko biegniemy, walczymy ze Sklątką i trafiamy na cmentarz, gdzie demolujemy armię kościotrupów i pokonujemy samego Voldemorta. I... KONIEC GRY. To jest fabularnej części, ale niedosyt zostaje.
Jak na serię HP przystało i tu możemy znajdywać sekrety. Głównie będziemy zbierać fasolki i tarcze, ba! Tarcze będziemy musieli zbierać by odblokować dalszą część fabuły, która jest ukazana w grze tak skromnie, że właściwie jej nie ma. Fasolki zbieramy przede wszystkim po to by następnie kupić dla każdego bohatera karty zwiększające zasięg czaru Accio, dodające punkty życia, lub poprawiające działanie uroków.
Grę przechodzi się o wiele dłużej niż jej poprzedniczki, ale ta się po pewnym czasie zaczyna nudzić. Trudno wytrwać z zamiarem znalezienia wszystkich tarcz, statuetek czy ukrytych kart. Ponadto kamera działa sama i obraca się wtedy kiedy ona chce. Jest to czasem wkurzające. I jeszcze jedno. Gra ma tylko jedną rozdzielczość: 800x600 i nie ma żadnych innych ustawień poza włączeniem napisów. Oceniam grę tak samo jak część trzecią.
Ocena 7/10

Gwałtowna rewolucja! Najlepsza część jaką zrobiono. Zacznę od grafiki. Nie jest może jakoś zabójcza, ale wygląda bardzo realistycznie. Wszystkie postacie wyglądają jak aktorzy, którzy ich role odgrywają, a calutki (!) Hogwart wygląda tak samo jak ten ze szklanego ekranu.
Czarowanie ponownie uległo zmianie. I to jakiej. Znów używamy myszki, ale tym razem nie najeżdżamy na symbol zaklęcia. Sami musimy wybrać czar jaki chcemy rzucić. Myszką wykonujemy określony ruch (obrót w lewo, w prawo, popchnięcie w przód, w tył), który działa jak machnięcie różdżką. Zaklęcia wyglądają teraz realistycznie i prawdziwie.
Szkoła jest teraz ogromna i możemy wejść praktycznie wszędzie. Od Wielkiej Sali, przez Pokój wspólny Gryfonów, na Hangarze na łodzie kończąc. Dlatego udostępniono nam wspaniałą mapę Huncwotów. Gdy tylko chcemy gdzieś dojść na podłodze pojawiają się stópki, które nas bezbłędnie prowadzą do celu. Co ciekawe, podczas bieganie po Howarcie nie ujrzymy ani jednego wczytywania czy ładowania. Nie będzie niespodzianką jeśli powiem, że znowu ukryto masę przeróżnych sekretów (a niektóre są naprawdę trudne) i rzeczy, które możemy naprawić. O dziwo nie zbieramy już fasolek, a punkty odkrycia, które zwiększają nam poziomy magii, a co za tym idzie siłę czarów ofensywnych.
Pierwszy raz (poza Komnatą, gdzie trudno mówić o prawdziwym pojedynku) możemy atakować ludzi rzucając na nich choćby Expelliarmus. Albo uciekną, albo zaczną z tobą walczyć. W szkole umieszczono uczniów, z którymi możemy pograć w gargulki, eksplodującego durnia, a nawet szachy czarodziejów (figurki wyglądają jak te z pierwszej części filmu).
Fabuła oczywiście jest oparta w całości na filmie. Warto dodać, że aby przejść wątek fabularny trzeba spędzić w grze tydzień jak nic, a by znaleźć wszystkie ukryte przedmioty drugie tyle.
Dubbing polski oczywiście jest, ale momentami nie wyrabia. Kwestie są mówione nie tym tonem co trzeba, a słowo Dursley'owie czy Umbridge raz jest wymawiane przez "u", a raz przez "a".
Ocena 9/10

Gra przypomina trochę Zakon Feniksa. Oczywiście grafika troszeczkę się poprawiła, a kamera jest już zza pleców bohatera (a nie jak w poprzednich dwóch odsłonach z góry). Ponownie mamy cały zamek do eksploracji. Oczywiście trochę zmieniony, niestety... jakby trochę mniejszy.
Powróciło latanie na miotle. Ale mówiąc szczerze quidditch wyszedł im beznadziejnie. Wystarczy tylko przelatywać gwiazdki na czas, Harry już sam złapie znicz w odpowiednim momencie.
Dziwi mnie trochę to, że latając podczas meczu dookoła boiska, goniąc za zniczem, przed nami co chwila przelatuje Ginny dodając nam otuchy. Ale czy ona nie powinna być na boisku i próbować przejąć kafla?
Książę Półkrwi wiąże się z eliksirami, tak więc mamy eliksiry. Te zostały zrobione o niebo lepiej niż quidditch. Trzeba mieszać ze sobą składniki, podgrzewać kociołek, dorzucać nowe ingrediencje albo rozganiać dym podczas nieudanych prób. Eliksir za każdym razem musi uzyskać odpowiednią barwę, a za ukończenie wywaru dostajemy ocenę. Cud miód!
Urozmaicono pojedynki. Zmniejszono zakres czarów (wywalono Rictusemprę, mój ulubiony czar z piątki), ale Harry za to potrafi wykonywać uniki i wzmacniać Drętwotę oraz Protego. Czarujemy tak samo jak w poprzedniczce.
W grze zbieramy godła i minigodła, które po uzbieraniu odpowiedniej ilości stają się dużymi godłami. Do dziś nie znalazłem jednego dużego. Ale! Oprócz godeł zdobywamy też Odznaczenia. Aby je wszystkie zdobyć trzeba czasem się namęczyć. A niektóre z nich są naprawdę dziwne, na przykład: Przegraj i powtórz pojedynek 6 razy. I za wykonanie tego dostajemy odznakę Wytrwałego czy jakoś tak. Są też inne odznaki: Dymowar, Odznaka krzyżowego ognia i wiele innych.
W przeciwieństwie do poprzednich "Potterów", rozgrywka w Księciujest wyjątkowo krótka. Zaledwie 4 godziny fabuły, która i tak kuleje.
Ocena 6.5/10

Twórcy musieli się pożegnać z Hogwartem. I z grzecznym Harrym. Nigdzie nie jest bezpiecznie (taki napis chyba nawet miały plakaty promujące film o tym samym tytule) toteż zmieniona system zaklęć. Mamy do czynienia teraz z typową strzelanką. Czary zmieniamy kółkiem myszy lub klawiszami od 1 do 8. Rzucamy je lewym przyciskiem myszy, a na środku ekranu mamy celownik (oczywiście nieco inny od tych z typowych shooterów). Założenie zgoła ciekawe.
Podczas misji co chwilę atakują nas śmierciożercy i szmalcownicy szyjąc w nas tymi samymi, które my już znamy, czarami, a przecież mogliby zrobić śmigające promienie Avady Kedavry. Dano nam możliwość ukrycia się za jakąś osłoną, blachą, ścianą, itp. Osłony średnio wyszły bo nie można rzucać zza nich czarów tak by nie być wystawionym na atak. Aby przekraść się niezauważonym możemy założyć pelerynkę-niewidkę. Na dokładkę zaserwowano graczom eliksiry wybuchające, ogłuszające, peruwiański proszek natychmiastowej ciemności...
Gra jednak szybko robi się monotonna. Nie mamy prawie żadnej swobody ruchu. Za każdym razem podążamy we wskazanym celu eliminując niezbyt inteligentnych sługusów Czarnego Pana. Aby rozgrywka była dłuższa, pomiędzy właściwymi misjami, umieszczono przerywniki w stylu: Uwolnij mugoli przetrzymywanych na złomowisku albo Przekradnij się obok smoka. Dano nam do zbierania słuchowiska Potterwarty, Proroki Codzienne i Żonglery. Ale po co je zbierać skoro nic nie wnoszą poza tym, że po wciśnięciu Esc można odsłuchać audycję lub poczytać bardzo skromne wzmianki ze świata czarodziejów.
Grafika uległa ogromnej poprawie. Wszystkie lokacje i postacie wyglądają realistycznie. A miejsc zwiedzimy sporo: Ministerstwo Magii, Lasy, Grimmauld Place 12, Okolice Nory, Dolina Godryka i wiele, wiele innych znanych z filmu.
Czarów jest 10. Choć można powiedzieć, że jest może z 6. Drętwota, Expulso i Impedimenta mają takie samo działanie. Petrificus Totalus zamraża. Confringo i Expelliarmus odrzucają (z tym, że Confringo bardziej), Confundo sprawia, że wróg przez pewien czas szyje zaklęciami w swoich. (Najprzydatniejszy urok). No i jest Wingardium Leviosa, który jest praktycznie nieprzydatny. W teorii miał sprawiać, że uniesie się jakąś rzecz i... albo zasłoni się przed śmierciożercami, albo tym przedmiotem się w nich rzuci. Tego czaru użyłem może ze dwa razy. Mamy jeszcze Protego, które rzucamy spacją i
Expecto Patronum, które używamy naciskając "R".
Kamera ponownie lata jak chce. Raz zza pleców, raz z góry, a czasem nie widać bohatera. Osłodą są przerywniki filmowe między misjami, które są nawet ciekawe. Gra oczywiście jest BARDZO ściśle związana z filmem. Insygnia, cz.1 jest zupełnie nowym podejściem do Harry'ego Pottera, ale trzeba przyznać, że średnio udanym.
Ocena: 6/10

Ponad pół roku czekaliśmy na drugą część gry Insygnia Śmierci. Czy czekanie się opłacało? W pewnym sensie. Gra nie odbiega zasadniczo od części 1. Grafika jest praktycznie taka sama choć postacie mają inne ciuchy, a śmierciożercy mają chyba więcej animacji ruchu. System czarowania również taki sam. Wszystko, na pierwszy rzut oka, wygląda bardzo podobnie. Ale...
Zaklęcia. Zmniejszono ich liczbę o bodajże 3. Nie mamy i tak nieprzydatnego Wingardium Leviosy, Expecto Patronum (dementorzy pojawiają się tylko na filmikach) i Confundo. Pozostałe czary zostały bardziej zróżnicowane co jest plusem. Twórcy dodatkowo zmuszają nas do szybkiej zmiany czarów podczas walk wprowadzając zmniejszenie celności przez długie rzucanie jednego zaklęcia. Oczywiście, pododnie jak w Jedynce, po użyciu silniejszego zaklęcia, trzeba chwilę odczekać, by móc znów nim zaatakować. Dzięki temu, w przeciwieństwie do poprzedniej części (gdzie większość gry przechodziło się na może dwóch urokach), musimy systematycznie zmieniać czary co wprowadza różnorodnosć do rozgrywki. Dodam, że Protego wygląda ciekawiej niż poprzednio i można biegać, używając go.
W grze zwiedzamy dokładnie takie same lokacje jak w filmie. Poczynając od czeluści Banku Gringotta na Komnacie Tajemnic kończąc. Oczywiście większość miejsc jakie przyjdzie nam zwiedzać to wnętrze Hogwartu lub jego okolice. Nie jest to już ten sam zamek znany z poprzednich części. Gdzie byśmy nie poszli, zaraz coś się wali nam na głowę, tworząc świetne zasłony przed wdzierającymi się śmierciożercami. Tym razem możemy strzelać na oślep zza osłon co czasem jest bardzo pomocne. Harry w końcu teleportuje się (na dość krótkie odległości) co pozwala mu na szybkie przeniesienie się między kawałkami ścian lub na ucieczkę z kręgu agresywnych przeciwników. Ci z kolei co chwilę zamieniają się w strzępy dymu, polatują nad nami i wracają. Śledząc owe dymy możemy poznać gdzie ów śmierciożerca wyląduje.
Same walki są teraz bardziej ekscytujące i efektywne. Dzieje się tak dzięki latającym dookoła wrogami i o wiele częściej śmigającymi czarami w naszą stronę. Co chwila padają w naszą stronę okrzyki w stylu: To Granger, kryć się!", "Odłóżcie różdżki!". Ron również im co chwila coś odkrzykuje więc jest kolorowo i głośno. Ma się wrażenie jakby naprawdę uczestniczyło się w bitwach.
Po raz pierwszy w ciągu wszystkich 9 części gier z serii HP, możemy się wcielić w aż 8 postaci. Jest to ciekawa odskocznia od Harry'ego. Jak się jednak okazuje, nie ma żadnej różnicy kim gramy, bo każdy ma takie same umiejętności czarowania (Choć tylko Harry używa teleportacji). I tak: Hermioną pokonujemy Fenrira i ochraniamy Rona przed pająkami w drodze do Komnaty Tajemnic, Minerwą walczymy ze Snape'em i nie pozwalamy przejść olbrzymom przez most, a Seamusem podkładamy ładunki pod most, który później zostanie wysadzony przez Neville'a, Molly zabija Bellatrix, Ginny ochrania dziedziniec, a Ron musi zniszczyć Nagini.
Aby gra nie nudziła się aż tak bardzo, dodane parę poziomów gdzie kamera jest sprzed bohatera, ten musi uciekać i rzucać za siebie czary (gonitwa Neville'a, Ucieczka Harry'ego przed Voldemortem, szatańska pożoga). I w końcu nadchodzi ostatni poziom gry, w którym to do walki staje dwóch odwiecznych wrogów: Chłopiec, który przeżył vs. Lord Voldemort. Pojedynek polega na przesuwaniu kuli pośrodku połączonych promieni w stronę Czarnego Pana. I gra po tym się kończy. Na koniec jeszcze dostajemy wspomnienia z poprzednich części gier (po kolei pokazywane scenki z kolejnych tytułów). Aż się łezka zakręciła...
Ta część jest niewyobrażalnie krótka. Na najłatwiejszym poziomie można ją przejść w zaledwie trzy godziny! Na najtrudniejszym poziomie zajmie to o parę godzin dłużej. Pewnie dlatego każdy poziom możemy przejść jeszcze raz z osobna lub rozegrać to jako wyzwanie gdzie liczy nam się czas i pokazuje się na bieżąco, między innymi, celność naszych zaklęć. I tu niespodzianka. Aby rozegrać wyzwanie danej misji trzeba najpierw znaleźć przedmiot podczas rozgrywki (najczęściej symbol Insygniów Śmierci lub małą niebieską kulkę), który nam dane wyzwanie odblokuje. W ten sam sposób odblokujemy muzykę z gry do odsłuchania w menu i modele postaci (między innymi Harry'ego, Molly Weasley i Voldemorta), które służą chyba tylko do podziwiania.
Gdyby gra była o wiele dłuższa i poprawiono by jeszcze niektóre elementy... Uznałbym ją za prawie najlepszą część. Ale ponownie mamy niewiele możliwości swobodnego przemieszczania się, a potencjał 8 postaci nie został w ogóle wykorzystany. Mimo to gra jest całkiem niezła i o wiele lepsza od Insygniów, cz. 1
Ocena: 7.5/10

Gra stworzona po Więźniu Azkabanu więc i grafikę ma podobną. Ale grywalność stoi na najwyższym poziomie. Po raz pierwszy mamy możliwość grania jako ścigający, pałkarz i szukający naraz!
Wszystko zaczyna się od wybrania jednej ze szkolnych reprezentacji (Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin). Wkrótce po opanowaniu zasad gry i po wygraniu szkolnego pucharu Quidditcha, zwycięska drużyna dostaje bilety na mistrzostwa. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa.
Do wyboru mamy mnóstwo reprezentacji (w tym Anglii, Bułgarii, Australii, Skandynawii lub Francji). Każda z nich ma inny wygląd zawodników, inne miotły i inne boiska do quidditcha. Różnorodność jest ogromna. Ponadto każda z nich ma inne zagrania specjalne drużyny, które ogląda się wspaniale.
W grze zbieramy karty kolekcjonerskie (101!) za trafienie odpowiedniej ilości goli, za wygranie meczu bez łapania znicza itp. Większość kart zdobywa się przypadkiem podczas meczu. Za zdobycie odpowiedniej ilości, odblokowujemy nowe miotły, kolejno: Kometa, Nimbus 2000, Nimbus 2001 i Błyskawica, które nie są niczym innym jak poziomami trudności. Za zdobycie 65 kart zdobywamy możliwość zagrania drużyną Bułgarii z Krumem na czele.
Ponadto polskie komentarze podczas gry. Wspaniałe. Nadążają za tym co się dzieje, a czasem sytuacja zmienia się tak szybko, że głos ledwo wymienia nazwiska graczy z zawrotną szybkością. Niemniej komentarze wyszły genialnie.
Gra jest mistrzowska, ale by zdobyć wszystkie karty trzeba zagrać (i wygrać mistrzostwa!) każdą drużyną co po pewnym czasie robi się nużące. Niemniej gra jest jedną z lepszych z serii HP.
Ocena: 8/10
Nooo, potężny artykuł