Rekord osób online:
Najwięcej userów: 303
Było: 16.01.2023 02:39:51
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Walka pomiędzy dobrem a złem osiągnęła poziom kulminacyjny. W tym rozdziale ważą się losy całej l...
>> Czytaj Więcej
Mój kolejny wiersz poświęcony wspaniałemu Lupinowi.
>> Czytaj Więcej
Mój kolejny wiersz o Lupinie.
>> Czytaj Więcej
Mój kolejny wiersz poświęcony Remusowi.
>> Czytaj Więcej
Wiersz napisany z myślą o Remusie.
>> Czytaj Więcej
Bal Bożonarodzeniowy z punktu widzenia profesora Snape'a.
>> Czytaj Więcej
Nie wiem, czy ktoś to jeszcze czyta, ale nie poddając się i brnę dalej w tą historię, tak nie wie...
>> Czytaj Więcej
Holly Hunt wyszła z jednego z kilkudziesięciu kominków w gmachu ministerstwa. Otrzepała ubranie i ruszyła w stronę windy, która zwiozła ją na drugie piętro, gdzie znajdowały się biura aurorów. Przyspieszyła kroku. Akurat dziś musiała mieć opóźnienie, gdy w pracy było takie zamieszanie. W Walii pojawiły się smoki, które ktoś nielegalnie wyhodował. Aurorzy mieli pełne ręce roboty, a jej szef szczególnie. James Potter, jako zastępca dyrektora Departamentu Aurorów, kierował całą grupą pracowników przydzielonych do tego zadania.
Wchodząc do biura, usłyszała podniesiony głos swojego szefa. Rzuciła torebkę na szafkę pod biurkiem i przejrzała szybko korespondencję. Musiała ją zanieść Jamesowi do gabinetu, ale słysząc jak po raz kolejny kłóci się ze swoim ojcem, nie miała na to ochoty. Po takich rozmowach James stawał się innym człowiekiem – zgryźliwym, humorzastym. Wzięła głęboki oddech i ruszyła do paszczy lwa, mając nadzieję, że jej nie rozszarpie. W drzwiach spotkała się z Harrym Potterem, który wyminął ją bez słowa.
Holly uchyliła drzwi i zobaczyła, że James jest wściekły. Patrzył przez zaczarowane okno, za którym, mimo iż byli pod ziemią, rozciągała się panorama Londynu. Dziewczyna wiedziała, że tylko ojciec mógł go doprowadzić do takiego stanu. Mężczyzna rzucił papiery na biurko, które po chwili spłynęły na dywan, wyścielający całe pomieszczenie. Znała powód ich kłótni. Dziś otrzymali informację o dwóch ciężko rannych aurorach. Choć w akcji ze smokami działali razem z Departamentem Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, tylko pracownicy ich biura zostali ranni. Ale przecież to nie była wina Jamesa. Holly pragnęła stanąć w jego obronie i zapewnić go, że wszystko będzie dobrze. Ale nie odezwała się słowem. Czekała, aż dopije szklankę Ognistej Whisky, której sobie nalał.
Choć miał za sobą ciężki tydzień, to wyglądał jak zawsze oszałamiająco. Przez prawie rok wspólnej pracy zastanawiała się, co było w nim takiego, że tak na nią działał. Gdy pojawiał się w pobliżu, robiło jej się gorąco, czuła się zakłopotana, zapominała co chciała powiedzieć czy zrobić. Miał czarne rozwichrzone włosy, które często przeczesywał ręką, gdy się denerwował, jak w tej chwili. Jasnobrązowe oczy były niezwykle bystre, a teraz czujnie patrzyły w jej kierunku.
– Dzień dobry, Panie Potter. Przyniosłam najważniejszą korespondencję.
Odważyła się w końcu odezwać. Zapadła cisza. Zastanawiała się nawet, czy szef ją usłyszał. Ale po chwili odezwał się już spokojniejszym tonem.
– Połóż na biurku. Czy mam dziś jakieś ważne spotkania?
Zawsze profesjonalna i przygotowana Holly spojrzała w swój notatnik.
– Miało się dziś odbyć spotkanie całego naszego departamentu, ale w związku z całą sytuacją, zostało przeniesione na tydzień po świętach.
– Dobrze. Nie wpuszczaj nikogo, do odwołania. – To powiedziawszy usiadł na swoim fotelu i skupił się na listach, odprawiając w ten sposób dziewczynę.
Holly wyszła, zamykając za sobą delikatnie drzwi. Nie było tak źle. Miała ochotę podnieść go na duchu, powiedzieć mu, że aurorzy wyzdrowieją, że jego sprawy wkrótce się wyprostują. Ale czy rzeczywiście tak było? Jej problemy się nie rozwiązywały. Walczyła z nimi od lat, miała wrażenie, że nie robi nic innego w swoim dwudziestopięcioletnim życiu, poza rozplątywaniem piętrzących się trudności. Nie nadążała, a teraz kłębiła się ich cała sterta, tak że ją przygniatały. Westchnęła i skupiła się na pracy.
Koniec. Holly ziewnęła i rozprostowała ręce. Napisała wszystkie raporty z akcji w Walii, które zlecił jej szef. James. Siedział cały dzień zamknięty w gabinecie. Oprócz porannej rozmowy, nie widziała go. Słyszała jego kroki, gdy miotał się po biurze, ale nic więcej. Ze zdziwieniem stwierdziła, że dochodzi ósma. Pracowała pięć godzin dłużej niż powinna, ale pieniądze za nadgodziny się przydadzą. Sięgnęła po torebkę i postanowiła zajrzeć do szefa i powiadomić go, że wychodzi. Zapukała delikatnie do drzwi i zajrzała do środka. Tego, co tam ujrzała, totalnie się nie spodziewała.
James siedział przy biurku. Choć może było to za dużo powiedziane. Łokciami starał się podtrzymać głowę, która teraz opadła mu na biurko, siedzenie w tak dziwnej pozycji nie mogło być wygodne, ale obok stała pusta butelka po Ognistej Whisky, co wszystko wyjaśniało. Holly westchnęła. Nie mogła go tak tutaj zostawić. Gdyby jego ojciec się dowiedział, wywołałoby to kolejną awanturę.
– Panie Potter... – szepnęła.
Nawet się nie poruszył. Podeszła bliżej. Poczuła jego zapach zmieszany z alkoholem sprawił, że miała wrażenie jakby ktoś ją zamroczył afrodyzjakiem. Wzięła się w garść i potrząsnęła ramieniem Jamesa.
– Panie Potter, musimy iść do domu. – James coś mruknął pod nosem, ale nie ruszył się ani o jotę. Holly szturchnęła mocniej jego bark i dopiero to przyniosło skutek. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.
– Odprowadzę pana do domu. – Powoli wstał z jej pomocą i ruszyli w stronę prywatnego kominka. Holly chwyciła go mocniej w pasie i tak weszli na palenisko.
– Grimmauld Place dwanaście – powiedziała wyraźnie i po chwili oboje zniknęli.
Holly podtrzymując Jamesa, rozejrzała się ciekawie po kuchni, w której się znaleźli. Była piękna. Drewniana podłoga skrzypiała pod ich ciężarem, w narożniku świecił czystością piec kaflowy, a od niego, wzdłuż ściany, ciągnęły się szafki z blatami w kolorze drzewa wiśni. Na środku, na całą długość kuchni stał stół, który mógł pomieścić liczną rodzinę Potterów. Nigdy tu nie była. Oczywiście wiedziała, gdzie mieszka James, ale po co miałby ją zapraszać. Jej rozmyślania przerwał właściciel domu, który potknął się o krzesło przy stole. Skupiła swoja uwagę na nim i ruszyli do wyjścia z kuchni. Przeszli korytarz i znaleźli się w kolejnym niezwykłym pomieszczeniu, prawdopodobnie salonie. Holly odnalazła wzrokiem kanapę i umieściła na niej Jamesa. Pomogła mu zdjąć buty i marynarkę. Przywołała zaklęciem koc i nakryła nieprzytomnego mężczyznę. Spojrzała czule na jego twarz. Zniknęły zmarszczki, wyglądał tak łagodnie. Dotknęła ustami jego czoła i wróciła do kominka w kuchni.
– Dziurawy Kocioł. – I już jej nie było.
Holly przeszła przez wyciszoną ulicę Pokątną. O tej godzinie wszystkie sklepy były już zamknięte, a mieszkańcy siedzieli w zaciszu swoich domów. Zbliżało się Boże Narodzenie. Ludzie powoli czuli atmosferę świąt, przyozdabiali światełkami balkony, wieszali wieńce na drzwiach, a framugi zdobiły świerkowe girlandy. Dziewczyna tęsknie spoglądała w stronę pięknych, pełnych ciepła domów. Przypomniał jej się dom Jamesa. Cudowne miejsce do życia. Skarciła się w duchu. Nie należała do jego świata. On był ze wspaniałej normalnej rodziny, znanej wśród czarodziejów na całym świecie. A ona była nikim.
Dotarła do wejścia na Aleję Śmiertelnego Nokturnu. Minęła sklep Borgina & Burkes`a, aż dotarła do obskurnej kamienicy. Drzwi trzymały się na jednym zawiasie, niedaleko migało światło latarni. Po wizycie u Jamesa, dom wydał jej się jeszcze bardziej żałosny niż zwykle. Weszła powoli po schodach na samą górę. Zajmowały z matką mieszkanie na poddaszu. Patrzyła pod nogi, by nie wpaść w którąś z dziur w schodach. Otworzyła drzwi i zobaczyła matkę leżącą na rozpadającym się fotelu. Nic nowego. Dobrze, że spała. Mini salon łączył się z aneksem kuchennym, obok były drzwi do jedynej małej sypialni, którą zajmowała matka. Holly otworzyła lodówkę. Była głodna, ale niestety niewiele miały do jedzenia. Chwyciła obraną marchewkę. Zerknęła w stronę matki, upewniając się, że ta się nie obudziła. Tylko gdy matka spała, mogła używać czarów. Machnęła kilka razy różdżką, by posprzątać trochę pomieszczenie. Gdyby James zobaczył jak ona mieszka, to chyba padłby na zawał, pomyślała z ironią. Patrzyła na myjące się naczynia i myślała, jak wyglądałoby jej życie, gdyby ojciec ich nie zostawił. Nie znała go, ale z przebłysków świadomości matki dowiedziała się, że pochodził z wpływowej czarodziejskiej rodziny. Ciekawe czy żył, czy założył rodzinę. Holly miała do niego żal, że zostawił matkę w ciąży, ale wiedziała, że Megan też nie była wobec niego w porządku. Zataiła prawdę o sobie, oszukała go i drogo zapłaciła za to kłamstwo. Z zamyślenia wyrwał ją huk tłuczonego szkła.
– Zakazałam ci czarów! – wykrzyknęła matka.
Holly zamarła. Spojrzała w wykrzywioną złością twarz, niegdyś pięknej kobiety, a teraz zniszczonej życiem. Była niska, miała przetłuszczone blond włosy, zapadnięte policzki i wyłupiaste oczy. Choć była zła, w jej oczach widać było tylko pustkę.
– Mamo… – zaczęła. Jednak kobieta rzuciła się na nią. Okładała ją pięściami po klatce piersiowej. Płakała, krzyczała. Holly próbowała ją uspokoić, ale wiedziała, że tylko jedna rzecz zadziała.
– Accio eliksir! – Przywołała eliksir słodkiego snu i na siłę podała go matce, która po chwili zwiotczała w jej ramionach. Holly podtrzymała ją, i wspomagając się zaklęciem, umieściła w łóżku w sypialni. Ze smutkiem spojrzała na śpiącą kobietę. Jej wzrok padł na blizny na nadgarstku. Ślady po ostatniej próbie odebrania sobie życia. Kochała matkę i choć bardzo chciała jej pomóc, to nie potrafiła.
Megan Hunt straciła chęć do życia, gdy zostawił ją jedyny mężczyzna, którego kochała. Urodziła córkę, która będąc czarownicą, tylko pogorszyła jej stan. Matka Holly była charłaczką. Pochodziła z czarodziejskiej rodziny, która odrzuciła ją, dowiadując się, że Megan jest inna. Trzymali ją zamkniętą w domu, do czasu, kiedy była na tyle dorosła, by uciec. Włócząc się po świecie udawała czarownicę i tak poznała Fredrica Cole`a. Przeżyli płomienny romans, kobieta zaszła w ciążę. Mężczyzna pchany poczuciem odpowiedzialności oświadczył się jej. Jednak do ślubu nie doszło. Holly nie wiedziała dokładnie jak, ale jej ojciec dowiedział się, że matka jest charłaczką i ich szczęście rozsypało się jak domek z kart. Zostawił ją wraz z nienarodzonym dzieckiem.
Holly przykryła matkę i ruszyła do salonu. Szybko wzięła prysznic i rozłożyła wersalkę w salonie, która służyła jej za łóżko. Pomyślała, że też przydałby się jej eliksir słodkiego snu. Nastawiła budzik i zamknęła oczy. Zmęczenie jednak zrobiło swoje i po chwili spała.
Jadąc windą, Holly zastanawiała się czy James coś pamięta z wczorajszego wieczoru. Przypuszczała, że to mało prawdopodobne, przypominając sobie jak bardzo był zamroczony alkoholem. Nie obwiniała go. Wiedziała, jak rodzice potrafią dać w kość. Rano matka na szczęście nie pamiętała wczorajszej awantury i spokojnie zasiadła w swoim fotelu uruchamiając mugolski telewizor. Holly udało się zdobyć to urządzenie w Urządzie Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli i okazał się on zbawieniem na nerwy jej matki. Nie wiedziała czy kobieta rozumie, o czym tam mówią, ale ważne, że działało. Winda oznajmiła, że zatrzymała się w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Holly wysiadła i wpadła prosto na swojego szefa, który rozmawiał z jakąś ładną czarownicą. Oblała ją fala ciepła, jak zawsze na widok Jamesa, a teraz dodatkowo wspominała wczorajszy wieczór. Mężczyzna spojrzał na nią trochę dłużej, niż zwykle, a potem wrócił do rozmowy z młodą kobietą. Właściwie to z nią flirtuje, pomyślała zgryźliwie Holly, ruszając do swojego biura.
– Dzień dobry – powiedział James wchodząc za nią.
– Dzień dobry, Panie Potter – odpowiedziała, rzucając mu przelotne spojrzenie i sięgając po papiery. – Oto listy i nowe zalecenia bezpieczeństwa od pańskiego ojca.
James skrzywił się słysząc o ojcu, ale odebrał dokumenty. Gdy dziewczyna zabierała rękę, zatrzymał ją w swojej drugiej dłoni. Spojrzała na niego zdziwiona.
– Dziękuję ci za wczoraj – szepnął.
Holly nie wiedziała, jak się zachować. Była pewna, że nawet jeśli szef coś pamięta to będą udawać, że nic się nie stało. A tu taki gest. James dalej trzymał delikatnie jej dłoń. Spłonęła rumieńcem pod wpływem jego przenikliwego wzroku.
– Nie ma za co – wydukała w końcu i wyrwała rękę.
Patrzył na zakłopotanie dziewczyny, która odetchnęła z ulgą, gdy w końcu ruszył do swojego gabinetu.
– Przyjdź do mnie za chwilę – rzucił na odchodne.
Starała się zebrać w sobie i skupić na pracy. Przybrała profesjonalny, chłodny wyraz twarzy. Nie mogła pokazać mu, jak na nią działał, bo z całą pewnością by ją wyśmiał. Zapukała do drzwi i weszła.
Holly miała wrażenie, jakby mężczyzna widział ją po raz pierwszy. Po prostu nigdy nie poświęcił tyle uwagi jej osobie, co dziś. Widziała, jak przygląda się jej z zagadkową miną. Poczuła szybsze bicie serca. Niemożliwe. James nie zwróciłby uwagi na taką kobietę jak ona. Nie była piękna. Miała proste brązowe włosy, ubierała się w nijakie kolory, na nosie nosiła duże kwadratowe okulary. Zresztą nie raz widziała z jakimi kobietami się umawiał. Pochodziły z dobrych domów i wyglądały niczym gwiazdy z tygodnika Czarownica. Niedawno, kiedy bez pukania weszła do jego gabinetu, nakryła go jak się obściskiwał z jakąś panną, którą pierwszy raz widziała. Od tej pory głośno pukała i czekała, aż pozwoli jej wejść.
A teraz stała, czekając, aż w końcu się odezwie. Czuła, że na jej policzkach wykwitły rumieńce, wywołane jego przenikliwym spojrzeniem.
Odchrząknął.
– Chciałem z tobą porozmawiać o jutrzejszym przyjęciu bożonarodzeniowym.
– Wszystko załatwiłam – weszła mu w słowo. – Podarunki od pana dla wszystkich pracowników czekają w mojej szafce.
– Dobrze. Mam nadzieję, że będziesz?
– Oczywiście. Organizuję miejsce dla dzieci pracowników, gdzie będą rozdawane prezenty – odpowiedziała. – Czy coś jeszcze panie Potter? Czeka na mnie dużo pracy.
Holly chciała jak najszybciej od niego uciec. Od kiedy tak na nią patrzy? Czuła, że zmiękły jej kolana pod wpływem jego spojrzenia.
– Możesz odejść.
Prawie wybiegła z gabinetu szefa. Chciała się skupić na pracy, ale nie było to takie łatwe. Oczywiście obowiązki ją goniły, ale ona wciąż czuła dotyk Jamesa na swojej dłoni, jakby ją poparzył w tym miejscu. Robiła, co do niej należało, ale cały czas łapała się na tym, że zerka na swoją rękę i wspomina spojrzenie, które rzucił jej mężczyzna po wejściu do biura. Próbowała skupić się na liście rzeczy, które trzeba było jeszcze zrobić na jutrzejsze przyjęcie świąteczne. Na jej barkach spoczywał cały kącik dla dzieci, w którym skrzaty domowe będą rozdawać prezenty pociechom pracowników.
– Jasna cholera! – Holly aż podskoczyła. Usłyszała krzyk i otworzyły się gwałtownie drzwi gabinetu Jamesa. – Kto wymyśla raporty przed świętami! – denerwował się.
– Jakieś problemy? – spytała cicho dziewczyna.
– Z moim ojcem są same problemy. – Wcisnął jej w ręce plik papierów. – Przepisz to najszybciej jak się da – rzucił. Zanim zamknął drzwi, odwrócił się w stronę Holly i dodał. – Proszę.
Dziewczyna wzięła się do pracy. Nie wiedziała nawet kiedy nadszedł wieczór, dopóki nie uświadomiła jej tego koleżanka z Wydziału Substancji Odurzających.
– Koniec pracy – powiedziała Susan ze śmiechem. – Pracoholiczko, dość na dziś. Idziemy na koncert Fatalnych Jędz, chodź z nami. – Pociągnęła Holly za rękę, chcąc ją wyciągnąć z gabinetu.
– Nie mogę dziś. – Ze smutkiem wyswobodziła się z objęć jedynej koleżanki, którą miała w pracy. – Następnym razem.
– Nie dasz się namówić? – dopytywała. Holly zaprzeczyła ruchem głowy. – Jak chcesz. – Rzuciła i zniknęła z pola widzenia, razem z paczką znajomych.
Bardzo chciałaby z nimi pójść. Nie pamiętała kiedy mogła sobie pozwolić na większe wyjście. Problem stanowiły nie tylko pieniądze, choć pewnie bilety kosztowały niemało. Musiała wracać do domu. Ostatnio ledwie udało jej się uratować matkę, kiedy została do późna w pracy. Po powrocie do mieszkania zastała nieprzytomną postać z pociętymi nadgarstkami i wszechobecną krwią. Na szczęście udało jej się pomóc, bez interwencji szpitala, ale teraz starała się, jak najszybciej wracać do domu. Bała się, że kiedyś nie zdąży.
Następnego popołudnia Holly stała w łazience ministerstwa i patrzyła w lustro. Specjalnie na przyjęcie świąteczne kupiła trochę materiału u Madame Malkin i uszyła sobie czarną sukienkę. Teraz zastanawiała się, czy nie jest zbyt odważna. Aksamitny materiał sięgał jej do kolan, dekolt z przodu był niewielki, wycięty w łódkę, ale za to miała odkryte do połowy plecy. Sukienka była piękna, ale Holly czuła się w niej naga. Żeby pewniej się czuć rozpuściła włosy, które opadły jej kaskadą, zakrywając część pleców. Poprawiła okulary i szybko wszyła z toalety, żeby się nie rozmyślić i nie wskoczyć znów w garsonkę.
W głównym gmachu ministerstwa było już mnóstwo ludzi. A samo wnętrze zmieniło się nie do poznania. Wokół fontanny postawiono pięć choinek, których światełka pięknie odbijały się w wodzie. Nad kominkami wisiały girlandy z czerwonymi kokardami. Sklepienie zostało zaczarowane, niczym to w Hogwarcie, i unosiły się na nim świeczki, rzucając miękkie światło na całe pomieszczenie. Niższy poziom sufitu, w niektórych miejscach, dekorowały jemioły, czekające na świąteczne buziaki. Na środku długiego korytarza stało mnóstwo stołów zastawionych świątecznymi potrawami i trunkami, a między nimi kolejne choinki. Odświętnie ubrani czarodzieje tłoczyli się wokół śmiejąc i bawiąc. Niedaleko wind kryła się grota dla dzieci. Była pokryta czerwonym drapowanym materiałem, a ze ścian i sufitu spływały kolorowe światełka. Po grocie chodziły skrzaty domowe, ubrane niczym elfy z bajek – w szpiczaste zielono-czerwone czapki, ubranka w paski i duże buty, z dzwoneczkami na czubkach.
Holly parzyła czujnym okiem czy wszystko jest tak, jak zaplanowały z sekretarką pani Minister. Nie znajdując nic do roboty, rozejrzała się za Jamesem. Myślała o nim cały dzień. A on dalej rzucał w jej stronę te dziwne, nowe spojrzenia. Jakby dopiero się poznali. Dostrzegła go śmiejącego się ze swoim wujem, Ronaldem Weasleyem. Wyglądał na odprężonego, dopóki nie podszedł do nich jego ojciec. Od razu zauważyła jak James zesztywniał, a jego uśmiech zbladł. Powiedział coś i odszedł od nich. Ich spojrzenia się spotkały. Miała wrażenie, że trawił ją żywy ogień. Czuła magiczne przyciąganie. Stała nieruchomo, ale on ruszył w jej stronę.
– Pięknie wyglądasz – powiedział, gdy stanął naprzeciwko niej.
Holly milcząco wpatrywała się w swojego szefa. On wyglądał zabójczo. Miał na sobie nowoczesny czarny garnitur i białą koszulę. Kołnierzyk był rozpięty pod szyją, włosy, jak zawsze, rozwichrzone.
– Dziękuję. – Tylko tyle zdołała wyszeptać.
James zerknął do góry.
– Wiesz, że stoisz pod jemiołą? – I nie dając jej ani chwili na reakcję, pochylił głowę i przycisnął usta do jej ust. Czas jakby się zatrzymał. Czuła tylko ciepło jego warg, które rozeszło się po całym jej ciele. Zanim zdążyła odpowiedzieć, James się odsunął i spojrzał w jej oczy. Zastanawiała się, czy to się dzieje naprawdę. Bezwiednie uniosła dłoń i dotknęła swoich ust. Były gorące.
– Wesołych świąt – szepnął i odszedł.
A ona patrzyła za nim. Spostrzegła, że wszyscy spoglądają na nią z niedowierzaniem. Spłonęła rumieńcem i ruszyła szybkim krokiem po swoje rzeczy. Po drodze zobaczyła tylko, jak Jamesa zatrzymuje ojciec, zapewne chcąc się dowiedzieć co to miało znaczyć. Jednak skupiła się na sobie. Wsiadła do windy, a potem zabrała z biura płaszcz i torebkę. Wciąż czuła ciepło, które James wlał w jej ciało. Nie chcąc spotkać się znowu ze zdziwionymi spojrzeniami, postanowiła nie wracać do głównego holu. Skorzystała z kominka szefa i uciekła do domu.
Wybitny! | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Powyżej oczekiwań | ![]() |
33% | [1 głos] |
Zadowalający | ![]() |
67% | [2 głosy] |
Nędzny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Okropny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Oho, kolejny romans!
Po pierwsze zaznaczę, że nie spodziewałam się po Tobie Paula, że nie umiesz dzielić tekstu:< Nikt, ale to nikt na tej stronie cierpi takich zbitych kloców. Chociaż dialogi mogłaś jakoś odseparować:c Nieładnie!
Fatalne Jędze - za czasów Harry'ego, kiedy szedł do szkoły one były już znane. Czyli powiedzmy, że minimum pięcioletnia kariera za nimi. Liczmy od 4 tomu, gdzie chyba pierwszy raz o nich słyszymy. Nie wiem ile James jest starszy od Albusa, powiedzmy, że o rok, a więc 5+3 +19=27, a James ma 12 lat. W Twoim ficku James pracuje już w ministerstwie... Więc ma jakieś 20, co nie? No to 27+8=35! Hmm, Fatalne Jędze 35 lat na scenie i ciągle na topie? Nie czepiam się w sumie, każdy chce mieć swoją Madonnę
Co do fabuły to nie wiem. Jeżeli mam wybierać między historią alette a Twoją to już bardziej prawdopodobna jej jej, chociaż obie wydają mi się srogo naciągane. Widzę, że pojawia się tu schemat jak z filmu. Zahukana dziewczynka i James "Despacito" Potter, Magiczny Alvaro. Ona pewnie później zamieni się w seksbombę i wszyscy będą na nich patrzeć z podziwem