Kilka lat później dowiadujemy się jak wygląda życie Holly i jej syna.
PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ
– Mamusiu, pójdziemy po czekoladowe żaby? – zapytał mały chłopiec, mijając witrynę Miodowego Królestwa.
– Wiesz, że teraz muszę iść do pracy, ale jutro będzie więcej czasu, to kupimy – opowiedziała mu spokojnie kobieta, ściskając jego rączkę.
Malec wydawał się usatysfakcjonowany taką odpowiedzią i z uśmiechem podążył za matką. Zatrzymali się przed Trzema Miotłami, gdzie starsza, ale urodziwa kobieta zamiatała chodnik przed wejściem. Uradowała się na widok przybyłych i przerwała pracę.
– Dziękuję ci, Rosmerto – powiedziała kobieta. – Ratujesz nam życie, jak zawsze.
– Kochana, wiesz, że to sama przyjemność. Prawda, Syriuszu? – zwróciła się do chłopca, a ten pokiwał twierdząco głową. Lubił spędzać czas w towarzystwie cioci, która zawsze dała mu coś słodkiego i opowiadała ciekawe historie.
Matka chłopca uklęknęła przed nim.
– Bądź grzeczny, kochanie – powiedziała poprawiając mu włosy.
– Przecież już jestem duży... – odpowiedział naburmuszony malec.
– Wiem, że cztery lata to poważny wiek – zaśmiała się. – Ale mimo wszystko pamiętaj, by nie przeszkadzać Rosmercie.
– Dobrze, mamo.
Ucałowała chłopca w czoło i patrzyła, jak wchodzi do Trzech Mioteł. Pomachała mu jeszcze i ruszyła w kierunku Gospody Pod Świńskim Łbem.
Holly pracowała tam od dwóch lat jako barmanka. Zazwyczaj miała nocne zmiany i wtedy spokojnie mogła pracować, gdy Syriusz spał. Czasami jednak była potrzebna w ciągu dnia, tak jak dziś, i wtedy prosiła przyjaciółkę, by zajęła się synem.
Otworzyła drzwi gospody. Sporo się tu zmieniło od czasu, kiedy zaczęła tu pracować. Ronan, który przejął interes po poprzednim barmanie, dał jej sporo przestrzeni do działania. Teraz szklanki i kufle były zawsze czyste, podawano smaczne domowe jedzenie, a i wystrój był przyjemniejszy dla oka. Bar już tak nie odstraszał, choć pozostał miejscem, gdzie załatwiano różne ciemne interesy i spotykano podejrzane typy. Jednak Holly to nie przeszkadzało. Lubiła tu być. Ronan dał jej szansę, za którą była mu wdzięczna. Sam już był dość stary, a kiedy zeszłego lata zmarła jego żona, nie dawał rady ogarnąć wszystkich obowiązków. On pomógł jej, a ona jemu. Rosmerta wiele razy chciała dać jej pracę u siebie, ale Holly nie miała serca zostawić mężczyzny samego.
– Cześć, Ronan! – zawołała zdejmując pelerynę, ale odpowiedziała jej cisza. Weszła na zaplecze i zobaczyła śpiącego właściciela. Uśmiechnęła się i przykryła staruszka kocem. Przymknęła drzwi i zabrała się za przygotowanie obiadów, które mieli u nich wykupione stali klienci. Różdżką wprawiła w ruch noże i obieraczki. Rozpaliła ogień pod wielkim garnkiem i wrzuciła do niego obrane i pokrojone warzywa. Podśpiewywała sobie pod nosem, krzątając się po kuchni.
Dzień w pracy minął jej niepostrzeżenie. Gdy opuszczała gospodę pod osłoną nocy, usłyszała hukanie sów. Było ciepło, niebo usłane gwiazdami. Cieszyła się, że zaraz zobaczy syna. Nie lubiła się z nim rozstawać i wolała nie myśleć o tym, że za kilka lat pójdzie do szkoły. Syriusz zaczął przejawiać zdolności magiczne już w wieku trzech lat, więc szybko przestała się martwić, czy odnajdzie się w czarodziejskim świecie. Pomyślała o jego ojcu i, jak zawsze w takich momentach, pojawiły się wyrzuty sumienia. Czy słusznie postąpiła pozbawiając obu mężczyzn swojej obecności? Westchnęła. Nie chciała cofnąć czasu, ale miała wątpliwości. Jakże inne mogłoby być życie jej syna, gdyby miał ojca. Tylko czy lepsze? Na to pytanie też nie znała odpowiedzi.
SIEDEM LAT PÓŹNIEJ
31. sierpnia
Wrzesień przyniósł pierwsze oznaki chłodu. Po pięknym lecie nastąpiły rześkie noce. Całe Hogsmeade było jeszcze soczyście zielone, ale wkrótce zadomowią się tu odcienie żółci i czerwieni. Niektóre ptaki powoli opuszczały swoje gniazda, by znaleźć cieplejsze miejsca. Wszędzie za to było pełno sów, które czekały na poszukujące schronienia przed zimą myszy. Holly patrzyła na wszystko popadając w melancholię. Już jutro zostanie sama.
– Mamo, chodźmy w końcu – powiedział jedenastoletni chłopiec, przerywając jej myśli. W jego głosie słychać było zniecierpliwienie. – Chcę jeszcze zdążyć przejść się Pokątną, może o czymś zapomnieliśmy.
Spojrzała na syna. Nie mógł się doczekać jutrzejszego wyjazdu do szkoły. Nie chcąc pozbawić syna wycieczki pociągiem, ustalili, że dzisiejszą noc spędzą w Dziurawym Kotle, by następnego dnia udać się na dworzec King`s Cross.
– Rosmerta chciała się z Tobą pożegnać, kochanie. A z kominka z Trzech Mioteł przeniesiemy się od razu do Londynu – odpowiedziała spokojnie. Ona z kolei nie czekała na jutrzejszy dzień. Syriusz był całym jej światem i wiedziała, że będzie strasznie za nim tęsknić. Niby będzie tak blisko, ale pierwszoroczni nie mają wypadów do Hogsmeade, więc zobaczy go dopiero na Boże Narodzenie. Nie wiedziała, co ze sobą zrobi do tego czasu, ale teraz nie było czasu o tym myśleć, bo miała wrażenie, że mały urwie jej rękę, tak ją pospieszał.
Rosmerta miała łzy w oczach żegnając się z chłopcem. Choć miała już swoje lata, bardzo pomagała Holly w wychowaniu syna, więc nie było nic dziwnego w tym, że jej też ciężko było się z nim rozstać. Traktowała go jak swojego wnuka.
– Czekam na list od ciebie – przypomniała.
– Wiem, wiem. Będę do was pisał – powiedział patrząc na matkę i ciotkę.
Kobieta uśmiechnęła się.
– Kominek gotowy. – Uścisnęła jeszcze Holly i z rozrzewnieniem patrzyła jak rzucają zielony proszek i znikają w kominku.
1.września
Stała na peronie, patrząc z dumą na swojego chłopca. Widziała, jak przebierał nogami chcąc już się znaleźć w pociągu. Ale ona odwlekała tę chwilę. Tak bardzo chciała mieć swojego synka przy sobie, a on odjeżdżał zaraz w wielki świat. Poprawiła mu jeszcze kurtkę i nachyliła się, by go przytulić.
– Mamo... – powiedział przeciągając samogłoski. – Muszę już iść. Dasz sobie radę beze mnie?
Roześmiała się przez łzy.
– Dam radę, mój mały rycerzu.
Chłopiec zobaczył kolegę z miasteczka i ruszył w kierunku wagonu.
– Pa, mamo – krzyknął i po chwili już był w pociągu.
Przypomniała sobie, jak kilkanaście lat temu wyruszała w drogę do szkoły, oczekując przygód i nowej rzeczywistości. Miała nadzieję, że jej chłopiec sobie lepiej poradzi.
Pociąg ruszył, a ona machała dopóki nie zniknął za zakrętem. Otarła łzę, która spłynęła jej po policzku.
– Do zobaczenia, synku... – szepnęła do siebie. Odwróciła się i ujrzała, jak inne matki też z tęsknotą zerkają w miejsce, w którym zniknął ostatni wagon. Ale one miały wsparcie - przytulały się do mężów, słuchały słów pocieszenia. A ona została sama.
Kochana mamo,
tutaj jest super! Nawet lekcje są fajne. No może nie historia magii, ale po za tym jest tak, jak opowiadałaś, że będzie. Zdobyłem już 10 punktów dla Hufflepuffu na lekcji eliksirów! I latałem na miotle. To dużo prostsze, niż myślałem. No i nie byłem jedyny, który latał pierwszy raz, więc nie było wstydu.
Mam nowego kolegę – Toma, też jest w Hufflepuffie i śpimy razem w dormitorium. Gramy razem w szachy czarodziejów, idzie mu dużo lepiej niż Tobie, Mamo.
Muszę napisać pracę domową na zajęcia z zaklęć, więc będę już kończyć.
Buziaki Mamo,
Syriusz
Nadeszła zima. Mroźne powietrze wbijało się drobnymi igiełkami w odsłonięte policzki Holly, która stała na zewnątrz i machając różdżką odśnieżała wejście do gospody. Rozejrzała się po okolicy. Nie widziała żywej duszy. Wszyscy zaszyli się w domach, siedzieli przy kominkach i pili rozgrzewającą herbatę z Ognistą Whisky. Ale gospoda musiała działać. Wiedziała, że nawet w taką niepogodę stali bywalcy przybędą, by coś zjeść i wypić.
Zbliżały się święta. Z rozmarzeniem myślała o spotkaniu z synem. Zaplanowała już, że upiecze jego ulubione ciasto dyniowe, przyrządzi kaczkę i pudding waniliowy. Chciała, by dobrze wspominał pobyt w domu, gdy powróci do szkoły. Już tylko kilka dni i znowu będą razem.
Czekała na Syriusza na peronie w Hogsmeade, by zabrać go, gdy inne dzieci będą wsiadać do pociągu. Zauważyła zbliżające się powozy, które magicznie jechały same. W końcu zobaczyła syna. Siedział uśmiechnięty rozmawiając z grupką chłopców. Dziś pozna jego kolegę, o którym tyle się naczytała w listach. Tom to, Tom tamto.
W końcu i chłopiec ją zauważył. Z błyskiem w oczach zerwał się z miejsca i ciągnąc za sobą rudowłosego przyjaciela zaczął biec w jej stronę.
– Mamo, to jest Tom – powiedział.
Uśmiechnęła się pobłażliwie, widać Tom był teraz w centrum uwagi i musiała to przełknąć.
– Dzień dobry, Tom.
Podała rękę chłopcu. Miał rude włosy, brązowe oczy i nos obsypany piegami. Wyglądał uroczo.
– Dzień dobry pani.
– Mamo, Tom zaprasza nas w święta na Pokątną. Będzie tam śpiewał w chórze i może ja też bym zaśpiewał z nim. W szkole śpiewamy. Mamo zgódź się! – wyrzucił z siebie jednym tchem. Jak mogła mu odmówić, gdy był taki szczęśliwy i pełen nadziei.
– Myślę, że znajdziemy chwilę, by zjawić się w Londynie.
Po jej słowach nastąpiły piski i dzika radość.
– Tom, zaraz odjeżdża pociąg – powiedziała łagodnie. – Zobaczycie się w święta.
Pozostali na stacji do odjazdu składu, machając odjeżdżającym.
Wigilię spędzili z Rosmertą, jej wnukami i Ronanem. Było mnóstwo śmiechu i wzruszeń. Teraz siedzieli przy kominku, a syn po raz kolejny ogrywał ją w szachy. Patrzyła z rozrzewnieniem na jego czuprynę, gdy pochylał się w skupieniu nad planszą. Pierwszy raz od dawna pomyślała o Jamesie. Mały był do niego bardzo podobny, choć miał jej oczy. Wyobraziła sobie, że jest tu z nimi, gra z synem, daje mu rady odnośnie latania na miotle. Znów poczuła, że pozbawiła Syriusza czegoś ważnego, że nie dała im szansy na bycie rodziną.
– Mamo, grasz? – Wyrwał ją z zamyślenia ponaglający głos.
– Tak, tak.
– O której jutro wyruszymy do Londynu? – zapytał chłopiec.
– Jak się wyśpimy i zjemy porządne śniadanie.
– Tom mówił, że będą tam już od rana z całą rodziną.
Westchnęła.
– Tom nam nie ucieknie.
Następnego dnia już o jedenastej kroczyli ulicą Pokątną. Ulica wyglądała tak, jak ją zapamiętała, gdy mieszkała w Londynie. Wszędzie było pełno światełek, choinek. W sklepowych witrynach prószył śnieg i błyszczały kolorowo zapakowane prezenty, kusząc przechodniów, by zajrzeli do środka. I choć większość sklepów była nieczynna w drugi dzień świąt, to kawiarnie działały, goszcząc spragnionych gorących trunków przybyszów. Holly też zamarzyła o gorącej herbacie szczelniej otulając się płaszczem.
Jednak nie dane było jej się zatrzymać, bo Syriusz z niecierpliwością wypatrywał przyjaciela wśród tłumów, które przybyły na występy dzieci.
– Tam jest! – krzyknął i już go nie było.
Holly przyspieszyła kroku, nie chcąc stracić syna z oczu. Gdy dotarła do miejsca, gdzie stał Tom z rodzicami, usłyszała, jak chłopcy przekrzykują się w opowieściach o prezentach i przebiegu świąt.
– Wesołych świąt – zwróciła się do małżeństwa, które stało obok. – Holly Hunt – przedstawiła się wyciągając rękę.
Po wymianie grzecznościowych formułek porozmawiali o dzieciach i o tym, jak niezwykle szybko chłopcy złapali wspólny język.
- O patrz, twój kuzyn – odezwała się matka Toma.
Holly obejrzała się za siebie i zamarła w bezruchu. Za nią stał James Potter we własnej osobie.
Jest i Holly! Nie umiem nawet wyrazić dobrze jak bardzo się cieszę, że jednak postanowiłaś kontynuować jej opowieść
Poza tym interesujące jest to, że Rosmerta pomaga w wychowywaniu Syriusza, gdy Holly idzie pracować do konkurencji. Z drugiej strony jestem w stanie zrozumieć, że w Hogsmeade panuje zdrowa konkurencja, tym bardziej jak właściciele i pracownicy obydwu pubów spędzają razem święta. Jednak nie zapominajmy, że obie restauracje są bardzo blisko siebie i obecnie żadna z nich nie jest tą gorsza, obdrapaną, brudną i nieprzytulną... No, sama nie wiem ;D
Podoba mi się to, że akcja przeniosła się do Hogsmeade. Lubię też przedstawienie relacji małego Syriusza z Holly. Jest to takie cieplutkie i puchate, że chyba tylko Puchonka mogła tak to opisać ;D Poza tym bardzo autentyczne, kupuje to w zupełności.
Coś czułam, że ten Tom będzie miał jakieś powiązanie z Jamesem Potterem, a w momencie gdy przeczytałam opis tego rudzielca, już wiedziałam, że to musi być rodzina. W tym momencie moje czytanie przyśpieszyło i czekałam z rosnącym niepokojem na spotkanie Holly i Pottera... i kurcze przerwałaś w takim momencie, że nic nie wiem! Poproszę szybko kolejny rozdział, bo się już doczekać nie mogę!
I mam nadzieję, że Holly skończyła z umartwianiem się i da sobie szansę na szczęście (nie mówię, że to oznacza koniecznie bycie z Jamesem, ale ogólnie należy jej się trochę szczęścia ;> )