Kiedy życie zmusza Cię do podejmowania trudnych decyzji...
Stan matki zdecydowanie się polepszył, ale obudziła się dopiero po trzech dniach. Uzdrowiciele uznali jej przypadek prawie za cud. Głowa goiła się całkiem dobrze, pomimo tak ciężkiego urazu. Holly nie rozmawiała z matką o przyczynie wypadku, wiedziała, że będzie jeszcze na to czas. Teraz musiała wydobrzeć i wrócić do normalnego funkcjonowania.
Tydzień zleciał w ekspresowym tempie. Dziewczyna każdą chwilę dnia spędzała z matką, ale nocowała już w mieszkaniu, gdzie nawiedzały ją sny z Jamesem w roli głównej. Nie chciała wracać do pracy, ale z czegoś musiały żyć, a teraz jeszcze trzeba będzie opłacić pobyt w szpitalu. Uzdrowiciel nakazał zostać Megan dwa tygodnie na obserwacji. Chciał mieć pewność, że stan psychiczny ulegnie poprawie i nie dojdzie ponownie do takiego wypadku.
Ostatni wolny wieczór przed powrotem do pracy Holly spędziła w mieszkaniu. Trochę sprzątała, ale tak naprawdę nie mogła znaleźć sobie miejsca. W końcu usiadła w starym fotelu i przymknęła oczy. Wsłuchiwała się w odgłosy domu. Gdzieś na dworze przebiegł kot, zaskrzypiały stare drzwi, jakieś małżeństwo się kłóciło. Dzień jak co dzień. Nagle usłyszała pukanie. Wystraszyła się. Nikt jej tu nigdy nie odwiedzał, a stara sąsiadka już dawno spała o tej porze. Chwyciła różdżkę i trzymając ją w pogotowiu uchyliła drzwi.
Na zewnątrz stał James Potter.
Chciała zamknąć drzwi, ale był szybszy.
– Odejdź – wyszeptała.
Nie miała siły na kłótnie.
– Dlaczego?
– Tak jest lepiej. Nic o mnie nie wiesz – dodała.
– To mi opowiedz – poprosił.
Ale dziewczyna milczała. Starała się zobaczyć oczami Jamesa to, co tu zastał. Bała się nawet wyobrażać sobie, co kłębiło się teraz w jego głowie. Odsunęła te myśli, gdy poczuła jak mężczyzna przygarnia ją do swojej piersi. Po prostu ją przytulił. Ten prosty gest, tak ją rozczulił, że łzy napłynęły jej od oczu. Choć na początku stała sztywno, to po chwili poddała się i wtuliła policzek w jego ramię. Wspomnienie wspólnej nocy wróciło, jak za dotknięciem różdżki. Pragnęła go. Potrzebowała. Znów chciała zapomnieć kim była.
– Zabierz mnie stąd – szepnęła mu do ucha, muskając je ustami.
Dom Jamesa przywitał ich przenikliwym chłodem. Gdy weszli do salonu, mężczyzna rozpalił ogień w kominku. Płomienie ognia rozproszyły ciemności i nadały pomieszczeniu ciepły, intymny blask.
Holly nie pamiętała pierwszego pocałunku. Po prostu zatracili się w poznawaniu na nowo swoich ciał. Tym razem miała więcej odwagi. Rozpięła guziki koszuli i przesunęła dłonią po umięśnionym brzuchu aż dotarła do szerokiej klatki piersiowej, którą pokrywały króciutkie kręcone włosy. Gdy zahaczyła dłonią o jego sutek, poczuła jak zadrżał. Całowała jego nos, kąciki ust, okryła łańcuszkiem pocałunków linię jego szczęki.
On też nie próżnował. Szybko pozbawił ją ubrań, aż stanęła przed nim zupełnie naga. Widząc błysk pożądania w jego oczach, pomyślała, że nigdy nie czuła się tak piękna. Opuszkami palców poznawał jej każde zagłębienie i wypukłość, wyniosłość piersi i bioder, drżała, gdy muskał jej pośladki i uda. Czuła się przy nim doskonała i piękna.
Przerwali, by znaleźć się na sofie i tam odnaleźć spełnienie. Ich splecione ciała stały się jednością. Gdy było po wszystkim, leżeli wtuleni w siebie w milczeniu, uspakajając oddech i rytm serc.
Dziewczyna czuła się doskonale wyzwolona, ale i przerażona. Nigdy nie pozwoliła sobie na taką utratę kontroli. Pożądanie i potrzeba zatracenia się w drugim człowieku sprawiła, że zapomniała o zasadach. Teraz, patrząc trzeźwo, myślała tylko o tym, że to nie powinno się wydarzyć. A zdarzyło się. Kolejny raz. Gdy nabrała powietrza, by coś powiedzieć, James położy palec na jej ustach.
– Tym razem mi nie uciekniesz.
Delikatnie odsunął ją od siebie i wstał z kanapy, by już po chwili wejść po schodach, niosąc ją na rękach.
Holly pierwszy raz w życiu zasypiała w męskich ramionach. Było to cudowne uczucie, którym postanowiła się rozkoszować. Rano będzie się zastanawiać, co dalej.
Poranek nadszedł zbyt szybko. Dziewczyna poruszyła się delikatnie nie chcąc zbudzić mężczyzny, ale gdy spojrzała na drugą połowę łóżka, okazała się pusta. Znieruchomiała i nasłuchiwała dźwięków, jednak panowała idealna cisza. Cóż za kontrast w porównaniu z jej domem. Zsunęła stopy na zimną podłogę i rozejrzała się za swoim ubraniem. Choć zostawili je wczoraj na dole, teraz leżało ułożone na fotelu stojącym pod oknem. Wciągnęła sprane jeansy i sweter. Robiła to szybko, mając nadzieję, że uda jej się w porę uciec przed właścicielem mieszkania.
James. Był wspaniałym kochankiem. Nie miała doświadczenia z mężczyznami, ale to, co czuła, kiedy był przy niej, mówiło jej wszystko. Zbyt wiele ich jednak dzieliło. Byli jak ogień i woda, a w jej życiu było dość rozczarowań. Nie pozwoli się skrzywdzić. Nie da mu tej satysfakcji. Już wiedziała, co zrobi. Choć serce pękało jej na samą myśl.
Na dole zastała go przy kuchennym stole. Pił herbatę, czytając nowe wydanie Proroka Codziennego. Gdy weszła, spojrzał na nią z ciepłym błyskiem w oczach.
– Dzień dobry – powiedział przyjaźnie.
– Cześć – odpowiedziała chłodno.
Widziała, jak zmrużył oczy, próbując rozszyfrować jej humor.
– Zasiedziałam się trochę, więc będę się zbierać – powiedziała przerywając ciszę.
– Zasiedziałaś się? – powtórzył po niej, a jego głos nie miał w sobie nic z poprzedniego ciepła.
Wiedziała, że jest zły. Ale tak miało być. Nawet gdyby jakimś cudem mu się spodobała, choć znając jego przeszłość, szczerze w to wątpiła, to była jeszcze jej matka. Musiała to przerwać, jak najszybciej.
– Nie róbmy z tego afery, okej? Jesteśmy dorośli. Było miło, poniosło nas trochę. Jestem ci wdzięczna za pocieszenie, ale nic o mnie nie wiesz – wyrzuciła z siebie jednym tchem, przekonując się, że dobrze robi.
– Dlaczego mi nie powiesz?
– Bo to nie twoja sprawa. – Jego spokojna postawa sprawiła, że podniosła głos. A taka miała być opanowana. – Bo to nie twoja sprawa – powtórzyła dobitnie.
Mężczyzna zmarszczył groźnie brwi.
– Więc było miło i spadaj? – Jego głos zabrzmiał złowrogo. Holly nie bała się go, w końcu nie raz widziała, jak się wściekał, ale mimo to przeszedł ją dreszcz. – Kim ja dla ciebie jestem?
Przełknęła głośno ślinę, nim odpowiedziała.
– Szefem, który dobrze bawił się ze swoją sekretarką.
Szybko doskoczył do niej i chwycił ją mocno za ramię.
– Więc co tu jeszcze robisz, sekretareczko? – powiedział z sarkazmem. – Może polujesz na dobrą partię? Pewnie przydałoby ci się trochę galeonów, co? – dodał.
Poczuła się jakby dostała w twarz. Zabrakło jej tchu. James widząc wyraz jej twarzy puścił ją, jakby miała groszopryszczkę i skierował się ku wyjściu z kuchni.
– Nie chcę cię tu więcej widzieć – rzucił na odchodne.
Holly stała jak sparaliżowana. Dostała czego chciała, ale bolało. Wiedziała, że sama doprowadziła go do tego, że wypowiedział te słowa. Ale tak właśnie postrzegaliby ich ludzie. Ocknęła się z odrętwienia i teleportowała się prosto do swojego domu.
Szła szybkim krokiem przez gmach ministerstwa, i choć była spóźniona, miała tylko jeden cel – gabinet Hermiony Granger, minister magii.
Od opuszczenia domu przy Grimuuald Place dwanaście zastanawiała się, co powinna zrobić. Jej serce wyrywało się do mężczyzny, który teraz nią gardził, ale rozum nakazywał trzymać się z daleka. I umysł zwyciężył. Postanowiła poprosić o przeniesienie na inne stanowisko. Miała nadzieję, że da się to zrobić jak najszybciej. Tylko musiała podać powód, w końcu nie powie, że zakochała się w szefie.
Piętnaście minut później wychodziła z gabinetu Hermiony Granger z uczuciem pustki. Udało jej się. Załatwiła, co chciała. Miała szczęście, bo od tygodnia szukali kogoś z doświadczeniem do Departamentu Tajemnic. Pani Minister stwierdziła, że na jej miejsce będzie łatwiej kogoś znaleźć i nawet nie zapytała o powody, ciesząc się z uzupełnienia wakatu.
Holly też powinna być zadowolona. Zaczynała tam pracę już dziś, więc pożegna się szybko z Jamesem i koniec. Choć wiedziała, że postępuje słusznie, nie pomagało jej to.
Dlaczego wszystko musi być tak trudne, myślała, idąc spakować swoje biurko. Byłby lepiej, gdyby nie doświadczyła dotyku jego rąk, smaku ust. Lepiej było żyć mrzonkami niż wspomnieniami.
Weszła do siebie i zerknęła na drzwi gabinetu Jamesa. Ciekawa była czy stawił się w pracy, ale nie widziała powodu, dla którego musiałby zostawać w domu. Była tylko krótkim epizodem w jego życiu. Zaraz znajdzie sobie jej zastępczynię. Potrząsnęła głową, chcąc się pozbyć natrętnych myśli. Nie przynosiły nic dobrego.
Gdy karton był spakowany, zastanowiła się co dalej. Musiała się z nim pożegnać, powiedzieć cokolwiek, nie mogła zachować się jak dzieciak. Z torebką pod pachą i kartonem pod drugim ramieniem, zabrała się na odwagę i zapukała do drzwi gabinetu swojego byłego szefa.
– Wejść. – Usłyszała i przystąpiła krok do przodu.
– Panie Potter... – zaczęła, ale jej przerwał.
– Panie Potter? – zakpił. – Wczoraj byliśmy na ty.
Patrzyła na niego z napięciem. Udając, że nie usłyszała kpiny w jego głosie, mówiła dalej.
– Zostałam przeniesiona do Departamentu Tajemnic w trybie natychmiastowym i chciałam się pożegnać, i podziękować... – zawiesiła głos czekając na jego reakcję.
James odwrócił się do okna.
– Jestem twoim szefem, dostałem zawiadomienie o twojej prośbie. – Położył nacisk na ostatnie słowo.
Holly zrozumiała, że w ten sposób ją odprawia.
– Do widzenia – powiedziała i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Skończył się pewien etap w jej życiu. Nie było odwrotu, a ona już zastanawiała się czy dobrze zrobiła.
Praca w Departamencie Tajemnic była nudna. Holly pisała raporty z działań Niewymownych, które były do wglądu tylko dla Ministra Magii, by następnie zostać zniszczone lub bardzo dobrze ukryte. Dni jej się dłużyły, brakowało jej obowiązków, które sprawiały, że mogła się wykazać umiejętnością zarządzania i planowania. Ale przynajmniej była daleko od Jamesa. Choć minęły dwa miesiące od zmiany stanowiska, widziała go przelotnie tylko dwa razy, przy czym on udawał, że Holly nie istnieje. Powinna się cieszyć. Jednak tak nie było. Czuła się źle, mało jadła, źle spała. Po pracy biegała do matki do szpitala, której pobyt z dwóch tygodniu uległ znacznemu przedłużeniu. Choć po wypadku nie było już śladów, stan psychiczny pozostawiał wiele do życzenia. Uzdrowiciele nie pozwolili zabrać matki do domu, więc Holly powoli zaczynało brakować środków do życia. Wiedząc, że Megan jest bezpieczna, zostawała po godzinach w pracy, chcąc podreperować domowy budżet. Nawet koleżanki zaczęły się o nią martwić, mówiąc, że wygląda jak duch, ale zbywała je i pracowała dalej.
W piątkowy poranek, po serii mdłości, które dręczyły ją przez pół nocy, ledwo wstała z łóżka i ubrała się. Zanim jednak zdążyła wyjść do pracy usłyszała dzwonek. Z różdżką w pogotowiu uchyliła drzwi i ujrzała stojącego na korytarzu uzdrowiciela, który zajmował się jej matką. Bez słowa wpuściła go do mieszkania, czując, że nic dobrego nie usłyszy.
– Bardzo mi przykro, pani Hunt – zaczął. – Zrobiliśmy, co w naszej mocy, ale nie udało się uratować pani matki.
Nie mogła powiedzieć, że była zaskoczona tym, co usłyszała. Czuła, iż Megan straciła chęć do życia. I żadne eliksiry nie mogły jej pomóc, skoro nie chciała żyć.
– Dziękuję, że pofatygował się pan osobiście – powiedziała cicho. – Czy.. – Nim skończyła mówić, poczuła jak robi jej się słabo. Po chwili zapanowała ciemność, a jej ciało opadło bezwładnie na podłogę.
Budziła się nie wiedząc gdzie jest i co się stało. Kiedy otworzyła oczy, uderzyła ją biel ścian. Nie była w domu. Przymknęła powieki, powoli przypominając sobie poranne wydarzenia.
– W końcu odzyskała pani przytomność – usłyszała głos uzdrowiciela, który był u niej w domu. – Jak się pani czuje?
– Słabo – odpowiedziała.
– Nic dziwnego. Jest pani odwodniona i niedożywiona, a do tego nie jest pani sama.
Spojrzała zdziwiona, słysząc zagadkowy ton.
– Jak to?
– Muszę pani pogratulować, będzie pani mamą – powiedział z uśmiechem.
Patrzyła na mężczyznę z przerażeniem. Miała nadzieję, że to sen, zły sen. Przecież nie mogła być w ciąży. Przypomniała sobie ostatni miesiąc i wszystko zrozumiała. To nie stres jej się dawał we znaki tylko dziecko. Jej dziecko. I Jamesa.
– Widzę, że musi się pani oswoić z tą wiadomością. Wrócę niedługo. Proszę odpoczywać.
Co ona zrobi. Jak sobie poradzi. Tyle myśli kłębiło jej się w głowie. Dotknęła jeszcze płaskiego brzucha. Już tam jest. Malutka istota, która będzie na nią liczyć, będzie całkowicie zależna od niej, a ona tak niewiele może jej dać. Przymknęła oczy i po chwili zapadła w niespokojny sen, pełen mrocznych wizji przyszłości.
Miesiąc później stała przy grobie matki. Wiatr rozwiewał jej włosy, a w powietrzu czuć było lato. Nawet w Londynie pogoda ulegała poprawie i można się było cieszyć promieniami słońca. Przyniosła sztuczne kwiaty, bo nie wiedziała kiedy tu wróci. Trzymała dłonie na brzuchu, który powoli się zaokrąglał. Przyszła powiedzieć matce, co postanowiła, i co zrobiła. Sprzedała mieszkanie, rzuciła pracę. W nocy teleportuje się i zniknie.
– Poradzimy sobie – powiedziała cicho do swojego maleństwa. – Jakoś sobie poradzimy.
***
Chciałabym podziękować wszystkim za komentarze pod moją mini serią. Miło, że chciało Wam się Wam przeczytać, dać znak co się podoba, co nie. Mimo, że był to typowy romans, skończył się mniej typowo. Od czytelnika zależy, jak zobaczy dalsze losy bohaterki. Dziękuję za uwagę i może kiedyś do następnego!
Miałam w głowie wiele komentarzy podczas czytania, ale jak dobiegłam to końca, to aż zaniemówiłam. JAK MOGŁAŚ NAM TO ZROBIĆ! Z tego romansu zaczęło się wykluwać coś, co podobało mi się i to bardzo. A ja nienawidzę romansów! I zakończyłaś to tak szybko, tak perfidnie, tak BOLEŚNIE! Po prostu nie wierze, że to zrobiłaś! Skrzywdziłaś swoją bohaterkę tak mocno, że już mocniej się chyba nie dało! Śmierć matki, poczucie bliskości Jamesa, a potem odrzucenie tego, jego okropne słowa (choć rozumiem, że mówione w złości) i jeszcze to maleństwo... Nie masz serca dla Holly i nie masz serca dla mnie! Byłam taka ciekawa jak to dalej się potoczy! Miało być dłuższe! I wiem, że ciągle piszę wykrzykniki, ale inaczej nie da się krzyczeć w komentarzach, a wiedz, że krzyczę! To nie może się tak kończyć, Paulo!!!!