Była Śmierciożerczyni nie potrafi pogodzić się z faktem, że Lord Voldemort nie żyje, a młodzi Śmierciożercy nie rządzą światem. Postanawia coś z tym zrobić.
Sebastian, w przeciwieństwie do Michaela, nie zmienił się ani odrobinę. Wciąż miał te krótkie, czarne włosy, bursztynowe oczy i niezaprzeczalnie czarujący uśmiech, którym właśnie obdarzył wszystkich obecnych.
Sherry nie musiała się odwracać, pamiętała ten głos aż za dobrze. Napięła mięśnie, chociaż starała się to ukryć. Nie była jednak dobrą aktorką. Christina zauważając jej zdenerwowanie podeszła do Nighta, wręczyła mu swoją szkocką i usadowiła jak najdalej dziewczyny. Ta rzuciła jej pełen nerwowości, ale i wdzięczności, uśmiech.
- Dobra, skoro jesteśmy już w komplecie... - zaczął Dziki
- Nie prawda. Nie ma Zabiniego - zauważył Sebastian, popijając whiskey i w duchu narzekając na brak kostek lodu. Lubił dźwięk, które wydawały przy zetknięciu ze szkłem.
- I nie będzie. Pilnuje dzieci - oznajmiła Angelina doskonale wiedząc, że zaraz rozpocznie się kłótnia.
- Och, masz dzieciaczki. Jak słodko. To dlatego tak przytyłaś tu i ówdzie. A już myślałem, że tak po prostu... natura o tobie nie zapomniała.
Postanowiła zignorować uwagę na temat swojego ciała.
- Przynajmniej doszłam do czegoś w życiu - mruknęła z kwaśną miną.
- Jeżeli o tym mowa, to kto ci naopowiadał, że nie mam dzieciaków, hmm? Ja po prostu nie jestem ich ojcem. Tak oficjalnie. Ha! Ja ukryłem się naturze!
Wyciągnął rękę w kierunku Michaela, oczekując przyjacielskiej piątki, ale ten tylko spojrzał na niego z litością i pokręcił głową.
- Może łaskawie zaczniemy omawiać plan podboju świata, czy co my tam właściwie chcemy zrobić, co? - zaproponowała Angie, próbując przywołać atmosferę, towarzyszącą ludziom, którzy kiedyś byli dla siebie bliscy, a teraz nic o sobie nie wiedzą. Atmosferę zażenowania pomieszanego z chęcią ucieczki do własnych spraw.
- Właśnie. Jako, że to Christina nas tu wszystkich ściągnęła i to ona chcę zostać nowym Czarnym Panem...
- No bez przesady. Ja po prostu chcę dokończyć dzieło i zabić Pottera. I przy okazji kilka osób. No może kilkanaście. No dobra, kilkadziesiąt. Ale nigdy nie myślałam o władaniu światem - zaperzyła się gwałtownie i spróbowała naprostować sytuację.
- Okay, niech ci będzie. W takim razie, jaki masz plan?
- Najpierw trzeba zrobić rozeznanie, co, gdzie, kiedy i jak. Jedna grupa zakrada się do domu Potterów, druga idzie odwiedzić rudzielców w Norze - starała się nie ukazywać swoich emocji przy wspominaniu domu Weasley'ów - a kolejna odwiedzi stare kąty i zajrzy do Hogwartu. Jacyś ochotnicy?
- Ja z Dzikim do Pottera, ty i Angelina do tej zapchlonej budowli, przez pomyłkę nazwanej domem, a Angie i Lessi do Hogwartu. Reszta niech doprowadzi ten dom do porządku.
Sebastian świetnie się bawił wydając rozkazy, chociaż tak naprawdę wiedział najmniej. Oczywiście "reszta" oznaczała biedną Carolinę, która wbiła paznokcie w oparcie kanapy i próbowała się w nią zanurzyć. Niestety, bezskutecznie.
- Ja nie idę do Nory, więc tyle z twojego GENIALNEGO planu. Dziękuję jednak za propozycje. Ktoś następny? - zapytała młodsza Johnson.
- Przecież tylko ty tam byłaś - powiedział to tonem ociekającym obrzydzeniem - tylko ty znasz tylne wejścia.
Nawet na niego nie spojrzała, tylko pokręciła głową. Najwyraźniej Mr.Night nie wiedział o paru sprawach z jej życia. Cóż, gdy on wychodził ze szkoły, ona dopiero wdrążała się w ich towarzystwo. Mógł nie wiedzieć o jej przeszłości. Chodziło mu o dawną misję, kiedy to musiała wykraść słynny zegar Molly. Dzięki niemu wiedzieli, gdzie przebywają członkowie rodziny. W sumie na nic im się to zdało, całą akcje odwołano, ale zegar leżał w szafie w magazynie. Nikt nie zauważył, że brakowało w niej wskazówki "George". A może zauważyli...
- My idziemy do Nory, kolego. Reszta bez zmian. Zbieramy informacje i zbieramy się tu jutro. Koniec spotkania. Kto tu zostaje powinien posprzątać swój pokój. Kto nie zostaje, ten wypad za drzwi. Do roboty - przejął dowództwo Michael.
Lessi spojrzała na sufit, który został prowizorycznie naprawiony przez Christinę. Westchnęła głośno.
- Ktoś się zna na zaklęciach budowlanych?
Przedzierali się przez szczere pole bez żadnej osłony magicznej. Po prostu brnęli w śniegu, co jakiś czas wpadając w jakąś dziurę i klnąc na cały świat, szli dalej. Ich chęć mordu rosła z każdym krokiem i chociaż Johnson zakazała im kogokolwiek zabijać, mieli chęć na ominięcie tego rozkazu i zabawienie się z kilkoma mugolami na boku. W końcu na dobrą sprawę o nich nic nie mówiła.
- Wytłumacz mi, dlaczego do cholery nie możemy użyć zaklęć i torować sobie drogi? - zapytał Sebastian otrzepując po raz kolejny długi płaszcz.
- Tłumaczę po raz kolejny. Bo światło zaklęcia może nas zdemaskować, a tego byśmy nie chcie... kurwa!
Michael wszedł na króliczą norę i chociaż ziemia była zamarznięta, zapadła się i wpadł w dziurę po kolano. Jego twarz wylądowała w śniegu, przez co całą swoją bujną brodę miał przemalowaną na biel. Drugi mężczyzna naprawdę próbował powstrzymać śmiech, ale widząc nowe oblicze Michaela ryknął tak, że słychać go było w odległości kilometra. Od razu w Norze zapaliło się światło i ciemna postać zarysowała się na tle okna. Otworzyła je i wypowiedziała zaklęcie. Pocisk mający za zadanie przebadać teren trafił kilkanaście metrów od nich i zbliżał się w błyskawicznym tempie. Dziki natychmiast nałożył na nich tarczę ochronną, modląc się, żeby zadziałała bez zarzutów. Nie był w tym dobry. On wchodził i niszczył, a nie chował się za jakimiś barierami, dobrymi dla aurorów. Jednak szkolenia u Angeliny zaowocowały sukcesem i błękitne światło przemknęło po nich i ruszyło dalej. Dopiero teraz mógł rzucić oskarżające spojrzenie. Night wzruszył ramionami, co miało oznaczać: "no sorry, ale w sumie nic się nie stało". Michael przewrócił oczami, nawyk, którego nauczył się od Johnson i zdjął barierę w tej samej chwili, kiedy rozległ się dźwięk zamykanego okna.
- Nie wiem czemu chciałem z tobą iść. Jeszcze przez ciebie wszystko pójdzie nie tak - mruknął zły.
- Nie panikuj, będzie dobrze. Idziemy.
Udało im się dojść do drzwi już bez żadnych przeszkód, ale oczywiście z kolejnym tuzinem soczystych przekleństw i kilku upadków.
- Tak sobie myślę - zaczął Sebastian
- O Merlinie...
Spiorunował wzrokiem towarzysza.
- Jak myślisz, mają tu jakieś zabezpieczenia?
- Wątpię, minęło już 20 lat od realnego zagrożenia. Wątpię, żeby się czegoś obawiali.
Jego głos był pewny, jednak gdy naciskał klamkę, wstrzymał oddech. Puściła nadzwyczaj lekko. Drzwi też nie skrzypnęły. Albo Weasley'owie dostali nieco kasy i postanowili udoskonalić mieszkanie, albo właśnie pakowali się w pułapkę.
- Lumos minimalis - szepnął Night i jego różdżka zapaliła się delikatnie, dając jedynie niewielką poświatę.
Kuchnia wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado. Konkretnie tornado składające się z brudnych garnków, talerzy i kubków. Naczynia walały się dosłownie wszędzie, a pomiędzy nimi wystawały noże i widelce. Na ścianie wisiał nowy zegar z kilkoma nowymi wskazówkami. Aktualnie praktycznie wszystkie wskazywały "dom". To stawiało ich w trochę niekomfortowej sytuacji. Nie chcieli aż całej rodziny w jednym miejscu. Dziki dziękował w duchu, że Christina jednak nie przybyła. Mogła by zabić pewne osoby. Konkretniej jedną. Płci żeńskiej.
Rzucili na siebie nawzajem Zaklęcia Kameleona i zaczęli zwiady. Stwierdziwszy, że na pewno nie znajdą nic ciekawego na parterze wspięli się na górę.
- Dobra, rozdzielamy się. Idę na najwyższe i spotkamy się gdzieś pośrodku.
Michael wspinał się po krętych schodach i klął na swoją tragiczną kondycję, która zagubiła się gdzieś przez lata. Wejście na ostatnie piętro zajęło mu o kilka minut za dużo. Mimo wszystko trafił jednak w dziesiątkę. Klapa od strychu była otwarta i mógł bez przeszkód tam wejść, postanowił nie ryzykować i pozostać tam gdzie stał. I tak wszystko dobrze słyszał.
- Mamo, ale to stanowczo za dużo. Przecież ona jest jeszcze dzieckiem - Hermiona podniosła głos. Widać było, że prowadziły tą rozmowę już od dawna i zaczynała ją męczyć.
- Ale to moja wnuczka i mam zamiar ją rozpieszczać najlepiej jak umiem. Nie mamy wiele, ale to...
- ... stanowczo za dużo.
- Och dajmy już spokój temu, co? - spróbowała ugody Molly - Porozmawiajmy lepiej o przyjęciu. Nie mogę się doczekać. Szkoda tylko, że jej urodziny są w zimę. Lubię przyjęcia pod namiotem.
Hermiona westchnęła głośno, ale dała za wygraną.
- No niestety. Musimy się wszyscy zmieścić w domu. Chociaż oczywiście jeszcze raz powtarzam, że wszystko może się odbyć u nas w mieszkaniu. Wszyscy się zmieszczą.
- Mowy nie ma - oburzyła się staruszka - Wszystkie urodziny mojej rodziny odprawiane są w tym oto domu i nawet ty tego nie zmienisz. Otrzymałaś już dekoracje?
- Jeszcze nie. Ale na sobotę będzie już wszystko gotowe. Obiecuję.
Sobota. Mieli dokładnie pięć dni na opracowanie jakiegoś planu. Deportował się z uśmiechem na ustach, zapominając, że nie przybył tu sam.
Haha. Rozmowa Molly z Hermioną jest taka prawdziwa. Właśnie tak wyobrażałam sobie ich przyszłe relacje ;D
W sumie wiesz, co mi się w tej części podoba najbardziej. Jestem ciekawa co rozwali Night, pozostawiony przez Dzikiego. No i najbardziej interesuje mnie fakt, jak poradzisz sobie z miłością Christiny do jednego z Weasley'ów... Zacznij w końcu masakrę!
Jak jesteś taka spragniona krwi, to poczytaj stare FF chłopaków. U mnie jeszcze trochę się podzieje