Młody auror dowiaduje się, że jego praca wcale nie należy do łatwych. Czy podoła wyzwaniu i podejmie właściwe decyzje?
W ciemnym pomieszczeniu wzbił się tuman popiołu. Richard wyszedł z paleniska i zapalił słabe światło na końcu swojej różdżki. "Halo! Przysłała mnie Grace. Jest tu kto?"- mówił pod nosem. Stał tak, czekając na właściciela domu. Pomyślał, że w sumie nie był zapowiedziany i pojawił się w czyimś salonie w środku nocy. Do jego uszu dobiegł szmer, który przerodził się w stukot. Brzmiało to, jakby ktoś schodził po kamiennych schodach. Drzwi się otworzyły i w następnej chwili pokój spowiło jaskrawe światło. Richard zakrył jedną dłonią oczy i starał się cokolwiek zobaczyć. Pomiędzy fioletowymi plamami pływającymi dookoła, zauważył wysokiego mężczyznę. Miał blond włosy, a w ręku trzymał pogrzebacz, którym celował w Aurora.
- Kim jesteś? Nie spodziewałem się nikogo z ministerstwa - powiedział stanowczo.
- Jestem przyjacielem Grace - rzekł Richard, pokazując mężczyźnie kartkę, którą dostał. - Kazała mi się tu udać, gdyby nie mogła... W każdym razie podobno pomagałeś jej w odkryciu spiskowców.
Oboje wpatrywali się w siebie przez chwilę. Richard zorientował się, że nadal trzyma w górze różdżkę. "Nox" - mruknął cicho i schował swoją oręż. Gest najwyraźniej uspokoił gospodarza, gdyż ten zrobił kilka kroków naprzód i podał Aurorowi dłoń.
- Miło mi poznać przyjaciela mojej siostry. Nazywam się Blake. W czym mógłbym pomóc?
- Richard Woodward - przedstawił się, po czym nastąpiła niezręczna cisza. - Sam nie wiem. Z chęcią dowiedziałbym się, co wiecie o spiskowcach. Grace nie miała zbyt wiele czasu, by wszystko mi wyjaśnić.
- Niestety nie jest tego zbyt wiele. Rozsiądź się na sofie, a ja w tym czasie przygotuję sobie kubek kawy - wskazał ręką na pikowany, skórzany mebel, po czym wyszedł.
Richard rozsiadł się wygodnie i rozglądał ciekawie po pomieszczeniu, oczekując na gospodarza. Jego uwagę przykuł żyrandol, który zamiast świec miał dziwne szklane świecące kule. Na stoliku leżało kilka gazet, których Richard nie kojarzył. Podniósł jedną zatytułowaną "The Sun". Zdjęcie na stronie głównej się nie poruszało, a to było wystarczające, by stwierdzić, że pochodzi ze świata mugoli. Zastanawiał się chwilę, gdzie musi pracować brat Grace, skoro w jego domu są mugolskie rzeczy. Jego rozważania przerwał powrót Blake'a, który niósł ostrożnie zielony kubek, z którego wydobywał się przepiękny zapach świeżo palonej kawy. Pod pachą niósł plik papierów, który podał Richardowi. Auror przyjrzał się im i ze zdziwieniem stwierdził, że jest na nich pełno zdjęć, które się nie poruszały. Był to niecodzienny widok.
- Jak przyjrzysz się uważniej, to zauważysz, że odciski palców na stronie pierwszej i trzeciej są takie same.
Richard zerknął zgodnie z poleceniami brata Grace. Na zdjęciach były ukazane jedynie białe linie układające się w dziwne wzory.
- Co to ma być? Jak białe szlaczki mają pomóc w wytłumaczeniu całej sprawy? - zapytał z oburzeniem.
Blake był wyraźnie uradowany zaistniałą sytuacją. Wypił spory łyk, zanim odpowiedział chłopakowi.
- Wiesz... zawsze zadziwiała mnie ignorancja czarodziei co do niemagicznych sposobów radzenia sobie z problemami. Każdy człowiek ma wyjątkowy wzór na opuszkach swoich palców, który może zostawić podczas popełniania przestępstwa. Jestem charłakiem i pracuję jako mugolski detektyw. Masz w rękach wszystko, czego udało mi się dowiedzieć. Nie mam pojęcia, kim są spiskowcy, gdyż nie istnieją w naszych aktach. Zebrałem jednak wystarczająco dużo informacji, by naprowadzić Grace na trop przesyłki.
Blake najwidoczniej uznał, że wywarł wystarczająco duże wrażenie na Aurorze, gdyż usiadł obok niego i zaczął wszystko dokładnie mu wyjaśniać. Opowiedział, jak Grace podała mu kilka adresów, gdzie prawdopodobnie aportują się pracownicy ministerstwa wysyłani do interwencji. Dosyć łatwo zauważył kilku dziwnie ubranych ludzi i podążył ich tropem. Wkrótce wiedział już, że miejscem teleportacji jest opuszczony magazyn. Zakradł się tam i zebrał wszystkie dowody, jakie udało mu się odnaleźć.
- No dobrze, ale tutaj jest zapis wypowiedzi. Jak udało ci się to usłyszeć? Zawsze po teleportacji sprawdzamy, czy w środku nie ma żadnego mugola. - W głosie Richarda dało się usłyszeć nutkę podziwu dla detektywa.
- Pokażę ci, ale musisz zostawić tu swoją różdżkę.
Auror odsunął się od Blake'a i patrzył na niego gniewnie. Nigdy nie musiał świadomie pozbawić się możliwości obrony. Jego umysł podsyłał mu najczarniejsze wizje, w których atakują ich spiskowcy, a on nie jest w stanie się obronić.
- Nie zamierzam tracić tylu dni swojej pracy przez magię - wyjaśnił spokojnie Blake. - Straciłem tak już trzy komputery. Chyba uczyli was, że w pobliżu przedmiotów magicznych elektronika zaczyna wariować. Mam zapisany film... Taki ruchomy obraz, na którym będziesz mógł wszystko zobaczyć.
Richard sięgnął do kieszeni i ostrożnie wyciągnął kawałek drewna jarzębiny, który odłożył powoli na stolik. Cofnął niepewnie rękę, jakby obawiając się jakiegoś kataklizmu, lecz nic się nie stało. Blake wstał dziarsko i poprosił Aurora, by ten poszedł z nim na piętro. Richard wychodząc z salonu, po raz ostatni spojrzał na leżącą kilka metrów dalej różdżkę. Oparł się na chwilkę o framugę drzwi, po czym odwrócił głowę i podążył za bratem Grace.
Schody znajdowały się tuż obok wąskiego przedpokoju, wychodzącego na wschód. Właśnie nastawał poranek i przez kilka okien można było zobaczyć piękne zielone pola i lasy, ponad którymi unosiły się różowe chmury zwiastujące dobrą pogodę. Mężczyźni weszli na górę, która nie różniła się zbytnio od pozostałej części domu. Wszędzie dominował szary kamień i drewno kasztanowe. Gabinet Blake'a był niewielki, gdyż mogły się tam zmieścić co najwyżej cztery osoby. Pod oknem znajdowało się serce tego pomieszczenia, czyli komputer i drukarka. Jedną ze ścian zajmowała półka wypełniona po brzegi różnymi książkami, aktami i innymi papierami. Na miękkim, niebieskim dywanie stało obrotowe krzesło, na którym zasiadł detektyw Robbins. Nacisnął kilka przycisków, dzięki czemu elektronika ożyła. Richard przyglądał się z podziwem, jak metalowe pudełko zaczęło szumieć i piszczeć, a następnie na ekranie monitora pojawiły się dziwne obrazy, którymi manipulował Blake. W końcu ten poprosił Aurora, by spojrzał na monitor. Widać było ciemne, puste pomieszczenie. Nagle obraz zaczął śnieżyć, a poprzez liczne zakłócenia można było dostrzec, że w pokoju pojawiła się znikąd jakaś postać. Po chwili wszystko wróciło do normy, a dziwnie ubrana postać poszła gdzieś poza ekran, mrucząc coś pod nosem.
- Widziałeś te zakłócenia? - zapytał wyraźnie ożywiony Blake. - Pojawiają się za każdym razem, gdy w pobliżu dzieje się coś związanego z magią. Zaraz przewinę do momentu, który może cię zaciekawić.
Detektyw znów wcisnął kilka guzików, po czym wydarzenia na ekranie znacząco przyspieszyły. Wyraźnie widać było białe błyski pojawiające się co jakiś czas, oznajmiające, że kolejny pracownik ministerstwa pojawiał się w pomieszczeniu. Po kolejnym kliknięciu wszystko wróciło do normy i Richard zauważył jednego z Aurorów. Nie do końca pamiętał jego nazwisko, gdyż ten zajmował się "sprzątaniem" po wypadkach, które mogli zobaczyć mugole. Nie wyszedł od razu poza kadr, a jedynie przesunął się o kilka kroków w stronę ściany, najwidoczniej czekając na kogoś. Obraz znów stał się niewyraźny, a w pomieszczeniu pojawił się przełożony Richarda.
- Nikogo tu nie ma? - powiedział prawie szeptem, zerkając to w prawo, to w lewo.
- Sprawdziłem. Ani żywej duszy. Są jakieś kolejne rozkazy?
- Zapewne słyszałeś, że chcemy zorganizować niezapomniany bal, by uczcić kolejny rok pracy Pottera. Twój ród od wieków dbał o czystość krwi i dorobił się niezłego majątku. Nasz przywódca chciałby, aby to w dworze Cragleyów odbył się ten wzniosły moment, gdzie prawdziwi czarodzieje będą mogli ostatecznie wrócić do łask i poprowadzić nas ku lepszej przyszłości.
Cragley wydawał się zaskoczony, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, który szybko zniknął pod maską obojętności. Zniżył głowę, by wyrazić swoje podziękowania.
- To byłby zaszczyt dla mojej rodziny. Kiedy mam udostępnić mój dom?
- Najlepiej już teraz. Przygotowania potrwają jakiś czas. Wszystko musi być idealne. W końcu dla naszego przywódcy prawie, to za mało.
Czarodzieje skinęli sobie głową na pożegnanie i deportowali się, znów powodując śnieżycę na ekranie. Blake wcisnął jeden z przycisków i ekran zrobił się czarny. Richard jeszcze przez chwilę wpatrywał się w pusty monitor, analizując to wszystko, co zobaczył. "Cragley, Cragley, ..." powtarzał cicho, wiedząc, że ktoś opowiadał mu o tym rodzie. W końcu go oświeciło. Uśmiechnął się w triumfie, lecz szybko radość przerodziła się w zmartwienie. Popatrzył z napięciem na detektywa.
- Wiem, gdzie jest ten budynek. Udam się dziś tam na zwiad i może się czegoś dowiem.
Ruszył w kierunku drzwi, jednak zatrzymał się w progu, gdyż wpadła mu do głowy kolejna myśl.
- Blake, wiesz może, czym jest bungarus?
Ten obrócił się w kierunku komputera i po chwili machnął ręką, przywołując do siebie Aurora.
- Bungarus, zwany inaczej Kraits, to jadowity wąż z południowej Azji. Hmm. Jego jad to neurotoksyna powodująca paraliż mięśni. Myślisz, że spiskowcy chcą otruć Pottera?
- Nie myślę, ja to wiem. Tworzą jakiś specyfik, w którego skład wchodzi ta trucizna. Wyciągnąłem to wczoraj od szmuglera, któremu przekazałem paczkę.
Detektyw spojrzał na Richarda. Oboje byli zmartwieni i jednocześnie zdeterminowani, by pokrzyżować plany spiskowców.
- Mogę spróbować zdobyć surowicę na jad bungarusa, ale nie wiem, czy to coś da. Z doświadczenia wiem, że podczas tworzenia eliksiru, właściwości jego ingrediencji mogą znacząco się zmienić. Dorastanie z czarodziejami ma swoje plusy.
- Może tym razem mugolskie antidotum zadziała.
Richard podziękował Blake'owi za pomoc i skierował się do przedpokoju. Tak naprawdę nie wierzył w to, że surowica okaże się skuteczna, ale na wszelki wypadek wolał nie odrzucać tego pomysłu.
Zamyślony zszedł na dół i już miał otwierać frontowe drzwi, gdy jego ręka powędrowała do kieszeni. Była pusta, co spowodowało krótki atak paniki u Aurora. Szybko jednak przypomniał sobie, że zostawił swoją różdżkę w salonie. Cieszył się jak dziecko, kiedy znów poczuł w ręku jarzębinę i włos jednorożca. Chwilę stał w miejscu, wpatrując się w swoją różdżkę i przypominając sobie, jak wielokrotnie ratowała go z opresji. W końcu schował ją do kieszeni i wyszedł przed dom. Na podjeździe stał lekko podniszczony samochód o rdzawym kolorze. Richard uchylił bramkę i przez chwilę chłonął spokój, jaki panował dookoła. Miało się wrażenie, że żadne troski tu nie docierają. Zielone łąki biegły aż po horyzont, a za niewielkim kamiennym domem rósł kolorowy, gęsty las. Pogoda była tego dnia wyjątkowo piękna, gdyż na niebie nie było żadnych chmur, a lekki wiaterek unosił leniwie brązowe i pomarańczowe liście. Z ciężkim westchnięciem Richard obrócił się wokół własnej osi i zniknął, zostawiając za sobą to spokojne otoczenie. Zmierzał prosto w paszczę lwa.
Znów się popisałeś. Są mistrzowskie opisy, nie za suche dialogi, dobre zakończenie. Znowu kawał dobrej roboty.
Jednak trochę spod tych opisów ciężko jest już spamiętać, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Może ktoś, kto by przeczytał wszystkie 10 części na raz, wiedziałby, ale mało kogo tu takiego znajdziesz. Obecnie raczej czytelnicy są na bieżąco (mam nadzieję^^), a w tych częściach ostatnio jest kawał naprawdę dobrego tekstu, ale brak mi już konkretów. Nie widać tutaj tak naprawdę konkretnego celu, nie wiadomo do czego zmierza i co zamierza bohater. On wiecznie gdzieś łazi, kogoś spotyka, porozmawia, dowie się o jednym małym fakcie, który początkowo trochę trudno powiązać z całą sprawą i to wszystko. Może miało wyjść tajemniczo, ale już teraz zaczyna być nieco nudnawo. Tym bardziej, że nie wiadomo co z Grace, a jej brat nawet się nie przejął tym, że Ricz powiedział, iż nie dotarła na ich wspólne spotkanie. Ricz też nie zapytał, czy Blake coś wie na ten temat, wspomniał tylko, że nie przyszła. Mam wrażenie, że po naszych pochwałach dotyczących Twoich opisów zaczynasz się w nich powoli zatracać. Wróć na pierwotny tor tego fan ficka ;D