Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Wylądowali na trawie przed szkolną bramą. W Francji było już po pierwszej, z Anglii godzinę wcześniej. Severus zaproponował Hermionie, żeby wróciła do siebie, a on zda Minerwie i portretom relację z wizyty i dziewczyna przez chwilę się wahała. Z jednej strony była trochę zmęczona i perspektywa powrotu do domu i poczytania czegoś była kusząca. Z drugiej coś jej nie pasowało. Nie do końca umiała powiedzieć co.
– No idź – Severus położył jej rękę na ramieniu. – Przyda ci się trochę odpoczynku. Mogę cię zapewnić, że dam sobie radę sam.
Parsknęła śmiechem i natychmiast spoważniała.
– Kiedy... dasz mi znać, jak będzie coś nowego, tak?
– Oczywiście. Niedługo się zobaczymy – zapewnił ją i wreszcie uśmiech pozostał na jej twarzy.
Sięgnęła po świstoklik, zapisała w nim nowe miejsce, założyła swoją podróżną torbę na ramię i wzięła do drugiej ręki różdżkę.
– Severus... nie zapomnij, co mówił Jean François. Postaraj się zmienić różdżki – poprosiła go jeszcze.
Skinął poważnie głową.
– Pomyślę o tym. A ty nie zapomnij rzucić osłon na drugi wymiar – uniósł na pożegnie rękę. – Dziękuję za wszystko, Hermiono. I do następnego spotkania.
– Do widzenia, Severusie...
Cofnął się o krok, żeby mogła aktywować świstoklik i Hermiona znikła. Westchnął patrząc w puste miejsce, w którym jeszcze przed sekundą stała i odwrócił się, żeby pójść do zamku.
Hermiona przyleciała do domu i natychmiast w pokoju gościnnym rozległ się stukot i po chwili wybiegł do niej Krzywołap. Zaczał ocierać się o jej nogi, więc wzięła go na ręce i zaniosła do kuchni.
– Chodź, dam ci coś, co lubisz.
Sięgnęła po puszkę z jego ulubionymi kawałkami wołowiny w sosie i zmieniła wodę w misce. Potem wyciągnęła z lodówki obiad przygotowany w piątek i odgrzała w mikrofalówce. Usiadła przy stoliku i sięgnęła po księgę z wrednymi zaklęciami, która leżała grzbietem do góry.
Pod koniec jedzenia nieoczekiwanie pierścionek zrobił się ciepły. Uśmiechając się wyjęła pergamin i przeczytała wiadomość od Severusa.
– Pod żadnym pozorem nie idź na Pokątną na marsz protestacyjny.
Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Marsz protestacyjny??
Coś się musiało stać...
– Oczywiście!
Niezależnie co mogło się stać, jeśli kazał jej się trzymać się od tego z daleka, z pewnością miał rację. Ale co się stało?!
Domyśliła się, że Severus właśnie w tej chwili rozmawia z profesor McGonagall i portretami i nie należy mu przeszkadzać. Musiał przerwać rozmowę tylko po to, żeby ją ostrzec. Poza tym miała jakieś dziwne wrażenie, że nie chciał afiszować się przed innymi pisaniem do niej. Przemknęło jej przez myśl, że może nawet z nikim innym nie był tak blisko, jak z nią.
Harry i Ginny powinni wiedzieć!
Podeszła do kominka i wsypując trochę proszku Fiuu zawołała „Grimmauld Place numer 12” i włożyła głowę w zielone płomienie.
Po drugiej stronie w kuchni zobaczyła tylko Stworka, który na jej widok podbiegł do kominka.
– Dzień dobry panience – skłonił się wytwornie.
– Dzień dobry Stworku. Czy Harry albo panna Inny są w domu? – spytała, patrząc z nadzieją na drzwi wejściowe do kuchni.
– Nie, wyszli jakąś godzinę temu i kazali Stworkowi nie czekać z obiadem – powiedział trochę markotnie skrzat, zwieszając duże uszy.
Hermionie zrobiło się go żal.
– Nie przejmuj się, na pewno niebawem wrócą. Ja na ich miejscu bym wróciła, bo nikt tak dobrze nie gotuje, jak ty!
Oczy skrzata rozbłysły radością.
– Panienka jest bardzo miła dla Stworka. Czy zechce panienka przyjść tu i coś zjeść? Na dziś Stworek przygotował zupę cebulową i gulasz wołowy z pieczonymi ziemniakami, a na deser tartę truskawkową.
W pierwszej chwili Hermiona chciała odmówić, ale wiedziała, że sprawi tym mu przykrość. Ale przecież już nie była godna... Nagle znalazła wyjście.
– Już skończyłam lunch, ale jakbyś mógł mi trochę dać, to z chęcią zjem to na kolację.
Stworek podbiegł czym prędzej do wielkiego gara, z którego unosiła się para, złapał inny i zaczął przelewać gorącą zupę. Potem do dużej miski odłożył całą górę ziemniaków z błyszczącą, złocistą skórką, a do innej gęsty gulasz. Podał to Hermionie, która postawiła wszystko po swojej stronie i odbiegł kroić dla niej duży kawał tarty.
– Wszystko wygląda zachwycająco – podziękowała mu Hermiona, sięgając po talerz z ciastem. – Stworku, a czy przez przypadek macie w domu Proroka albo Żonglera? Z dziś i wczoraj?
– Oczywiście, że mamy! Stworek chciałby osobiście przynosić gazety, ale panicz Harry zamawia je przez sowy – Stworek znów odbiegł, by po chwili wrócić z gazetami zwiniętymi w ciasne ruloniki.
– Dziękuję ci bardzo, Stworku. Za gazety i kolację na dziś. Do widzenia.
– Do widzenia panience!
Hermiona cofnęła głowę z kominka i natychmiast odpędziła kota, który już zaglądał do miski z gulaszem.
– Krzywołap! Wstydziłbyś się! Właśnie zeżarłeś prawie całą kocią puszkę wołowiny i jeszcze dobierasz się do mojej?!
Schowała jedzenie do lodówki i piekarnika, ciasto wstawiła do szafki, pomna tego, że durnowaty kot potrafił czasem jeść również i truskawki i usiadła na kanapie. Wzięła do ręki sobotniego Proroka i pochyliła się widząc duży tytuł na pierwszej stronie.
Ministerstwo ogłasza nowy program ochrony życia przyszłych matek
W artykule Prorok wyjaśniał, że od początku lipca, w razie stwierdzenia, że płód ma nieuleczalne wady rozwojowe albo fizyczne, Ministerstwo zaleca jak najszybsze usunięcie ciąży. Zabieg wykonywany będzie w Klinice Św. Munga natychmiast po szczegółowym badaniu przez Uzdrowiciela.
W niedzielnym Proroku nie znalazła żadnych dziwnych informacji, więc sięgnęła po Żonglera. Lovegood zareagował natychmiast, określając program ochrony życia Programem Przymusowych Aborcji i wyraźnie podkreślił, że w artykule nie ma nic o wymaganej w takich sytuacjach zgodzie kobiety. Wezwał wszystkich do zbiorowego protestu, który zapowiedział na niedzielę o pierwszej po południu.
Hermiona z wielką chęcią wzięłaby w nim udział, ale doskonale rozumiała wiadomość od Severusa. Pracowała w Ministerstwie i biorąc pod uwagę obecną sytuację, nie powinna zwracać na siebie żadnej uwagi.
Zarówno dla mojego jak i moich rodziców dobra.
Doskonale pamiętała, co powiedział Norris do Rockmana. Że ma dotrwać żywa do końca ich sprawy. Nie wiedziała, co oni rozumieją przez koniec, ale nie zdecydowanie nie należało go przyspieszać.
No i trzeba będzie pomyśleć co zrobić z rodzicami... Australia odpada, bo wszyscy już o tym wiedzą. Co zrobić z nimi tym razem...?!
W ponurym nastroju chodziła z kąta w kąt. Starała się znaleźć jakieś rozwiązanie, ale każde wydawało się jej złe. Nie miała się kogo poradzić, co złościło ją jeszcze bardziej. W końcu wzięła się za sprzątanie, mając nadzieję, że zmęczy ją to na tyle, że wieczorem po prostu padnie spać.
Kładąc się do łożka wzięła w ramiona poduszkę i wtuliła się w nią, tak jak piątkowej nocy.
Poniedziałek, 29.06
Hermiona zaczęła dzień w pracy od przeczytania relacji z marszu w Proroku. Nie było w tym nic dziwnego, wszyscy zachowywali się podobnie. Ci, którzy mieli okazje czytać artykuł jeszcze w domu, rozprawiali już na temat protestów, reszta szybko czytała i przyłączała się do dyskusji.
Rockman przyszedł oczywiście po niej, więc wszedł do jej biura się przywitać.
– Witaj, moja droga – powiedział, zerkając na pogrążoną w lekturze dziewczynę.
– Dzień dobry panu – odpowiedziała grzecznie Hermiona, nie starając się nawet chować gazety.
– Widzę, że czytasz o tym idiotycznym proteście – zagaił Rockman, widząc zaskoczenie malujące się na jej twarzy.
– Cóż za pomysły! – prychnęła na to, udając oburzenie. – Słów brakuje. Ministerstwo zajmuje się losem tych nieszczęsnych kobiet i mam wrażenie, że nikt nie stara się tego zrozumieć!
Rockman przysiadł na krześle koło niej i popatrzył z zainteresowaniem.
– Widzę, że jest choć jedna osoba, która zrozumiała.
Hermiona spojrzała na niego starając się stłumić złość.
– Czy one naprawdę chcą urodzić nienormalne dzieci?! Przecież powinny być zadowolone z tego, że mogą usunąć taką ciążę i próbować tych nowych leków, co podają teraz w Św. Mungu. I spróbować jeszcze raz – pokręciła głową, mówiąc sobie jednocześnie, że opowiada właśnie wyjątkowe brednie.
– Bardzo mnie cieszy twoja postawa. Swoją drogą, dobrze się czujesz po środowej wizycie w Klinice? Ten eliksir nie odbił się jakoś na twoim samopoczuciu? – zatroskał się o nią, niczym dobry ojciec o ukochaną córkę.
Hermiona potrząsnęła głową zastanawiając się gorączkowo, czy nie powinna czegoś wymyśleć i postanowiła opowiedzieć bajeczkę, którą przygotowała na wszelki wypadek.
– Wie pan co, nie wiem... Spędziłam weekend z rodzicami i znajomymi, ktorych od dawna nie widziałam. Byłam tak zaaferowana i podekscytowana, że w ogóle nie zwracałam na nic uwagi – uznała, że parę słów wystarczy i zmieniła temat. – Swoją drogą, jak udał się weekend? Wnuki wróciły z Hogwartu, więc pewnie musiał być wspaniały!
Rockman uśmiechnął się radośnie i wstając rzekł.
– Doprawdy, był cudowny! Widze, że oboje spędziliśmy miło weekend.
Hermiona odpowiedziała równie radosnym uśmiechem.
– Zgodzę się z panem, weekend był cudowny!
Kiedy odszedł, przejrzała jeszcze raz artykuł. Zgodnie z tym, co podał Prorok, w marszu brała udział około setka czarownic i czarodziejów. Wszystkich zaalarmował artykuł w Żonglerze, ale niektórzy przyznali reporterowi Proroka, że określenie „przymusowa aborcja” jest zdecydowanie przesadzone.
Postanowiła wybrać się na luch na Pokątną w nadziei, że spotka kogoś, kto będzie wiedział coś więcej i że będzie mogła dostać nowe wydanie Żonglera.
CDN