Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Piątek, 24.04
Hermiona wyszła z pracy ciutkę przed południem i fiuuknęła prosto do siebie. Nie sądziła, żeby Snape wszedł do niej prosto przez kominek – to tak, jakby w świecie mugoli wszedł do czyjegoś domu wywalając drzwi kopniakiem. Wyszła więc przed dom, usiadła koło furtki, która na ogół była zamknięta i nikt nie mógł wejść do budynku nie będąc wpuszczonym przez lokatorów. Obawiała się, że Snape nie poradzi sobie z domofonem.
Punktualnie w południe zobaczyła jak wychodzi zza rogu i aż wstała ze zdumienia. No cóż, pierwszy raz widziała swojego profesora w mugolskich ubraniach...
Czarne buty, czarne jeansy, rozpięta czarna, wełniana kurtka i czarny pasek. Jedynym białym akcentem była luźna, biała koszula. Wiatr zwiewał mu długie włosy na twarz.
O boski Merlinie...
Dobrze się złożyło, że zobaczyła go, kiedy był jeszcze kilkadziesiąt stóp od niej. Przynajmniej mogła jakoś dojść do siebie i odzyskać głos.
– Dzień dobry, panie profesorze... – podała mu na powitanie rękę, którą lekko uścisnął.
– Witam, panno Granger.
– Tak sądziłam, że nie przyjdzie pan przez kominek. To byłoby niezbyt... – przez sekundę szukała odpowiedniego słowa – eleganckie...
– Przede wszystkim niebezpieczne – potrząsnął głową. – Mówiłem ci, że mogą skontrolować połączenia przez Sieć Fiuu.
WSZYSTKIE połączenia? Między Hogwartem i moim domem też?!
Zagryzła lekko dolna wargę odpowiadając sobie natychmiast na to pytanie. Skoro on tak mówił, to znaczy, że dokładnie tak było.
– Mów czego się dowiedziałaś...
– Może wejdziemy do mnie? Tu jest trochę zimno...
– Nie sądzę. Przypuszczam, że nie masz w domu żadnych zabezpieczeń...? Chcesz, żeby ktoś nam wszedł przez kominek w najbardziej nieodpowiednim momencie?
Hermiona zaczerwieniła się lekko, zarówno z powodu nagany, jak i tego, że zabrzmiało to trochę dwuznacznie.
– Przepraszam... Ale w takim razie to trochę za późno na założenie jakichkolwiek... Jeśli teraz jakieś odkryją, to się zaczną zastanawiać czemu nagle potrzebne mi zabezpieczenia...
Snape skinął głową. Miała rację, nie był to najlepszy moment.
– Co znalazłaś? – zapytał, siadając obok na murku.
Streszczając się zaczęła opowiadać. Kiedy tylko wspomniała, że poszła do gabinetu Norrisa, Snape drgnął.
– Poszłaś do jego gabinetu?! – zapytał z niedowierzeniem. – Zwariowałaś?!
– Na całe szczęście, że poszłam do Norrisa! – żachnęła się Hermiona, choć miała ochotę przyznać mu rację. Faktycznie, musiała zwariować. – Pomyślałam, że skoro u Rockmana nic nie znalazłam to...
– Nie próbuj mi wmówić, że Norris trzyma coś na wierzchu.
Nie tylko ty nie lubisz, jak ci się przerywa...
– Nie, nie miał żadnych dokumentów, ale za to znalazłam u niego zdjęcie z Davidem Lawfordem. Z podpisem „Dla Brata krwi – Davy” czy coś w tym guście. Skojarzyłam natychmiast rozmowę Norrisa z Rockmanem, w której mówił coś o Davym. Dzięki temu poszłam do Lawforda. Lawford znany jest z tego, że nie stosuje się do zasad bezpieczeństwa i trzyma wszystko na wierzchu. I na jego biurku znalazłam coś, co wyglądało jak szkic ustawy – prawie zacytowała z pamięci krótki tekst.
– Będą chcieć pana do czegoś zmusić. Sądzę po szkicach ustawy, do tego, żeby nie przyjmować do Hogwartu ani pół krwi, ani mugolskiego pochodzenia czarodziejów.
Jasne, zmusić mnie! Chciałbym zobaczyć jak zamierzają to zrobić...
– Granger, mnie nie można ot tak, po prostu zmusić... – warknął.
Hermiona spojrzała na niego bardzo smutno. Nie wiesz jeszcze, jak bardzo się mylisz...
– Gdzie pan był w nocy z wtorku na środę...?
Już chciał na nią warknąć jeszcze raz i kazać pilnować własnego nosa, ale coś w jej wzroku go powstrzymało. Unosząc jedną brew do góry odpowiedział.
– W Hogwarcie.
– Widziałam czyjeś wspomnienie, jakiegoś mugola ze Stirling. Nie wiem, czy pan wie, ale tamtej nocy ktoś napadł na jakąś rodzinę i zamordował pięć osób, w tym troje małych dzieci. Mugolska policja nie ma pojęcia jak, bo na zwłokach nie ma żadnego śladu... nie wiedzą jak zginęli. Ale mają świadka, który widział sprawcę. No więc w tym wspomnieniu... to był pan – zamilkła na chwilę. Do oczu napłynęły łzy i jej głos drżał, kiedy dokończyła. – Avada Kedavra.
Kiedy się opanowała i odważyła podnieść na niego spojrzenie, patrzył nieruchomo na chodnik z nieprzeniknioną miną. Nie dziwiła się – jej samej zajęło parę chwil na zrozumienie wszystkich implikacji tego odkrycia.
– Panie profesorze... ja wiem, że to nie pan. Wierzę w pana. Ale teraz już wie pan, jak chcą pana zmusić do współpracy...
Snape wolno spojrzał jej w oczy.
– Będziemy musieli porozmawiać i mam na myśli bardzo długą rozmowę – powiedział, a jego głos nie był twardy, jak zazwyczaj. Wstał i kiwnął głową, jakby na pożegnanie. – Czeka pani na mnie o siedemnastej, za tamtym rogiem, panno Granger. Na razie proszę nic nie robić. – Zawahał się i dodał na odchodnym. – I niech się pani ciepło ubierze...
Popołudnie jakoś przetrwała. Wyszła za dwadzieścia piąta, żeby mieć czas się przebrać – Hermiona nie miała zwyczaju się spóźniać i wiedziała, że Snape też był maniakiem pod tym względem.
Deszcz nadal padał, więc ubrała się cieplej, schowała różdżkę do kieszeni i wyszła czekać na Snape’a.
Zjawił się oczywiście punktualnie o piątej. Wyglądał dokładnie jak w południe, tylko zapiął kurtkę.
– Wiesz, gdzie możemy usiąść i porozmawiać?
– Tak, całkiem niedaleko jest niezła mugolska knajpa. Jest kupa ludzi, więc trochę hałasu, ale przynajmniej nikt nas nie podsłucha.
Siadając przy stoliku w kącie sali Snape pokiwał aprobująco głową, ale menu spodobało mu się o wiele mniej. W końcu skapitulował.
– Zamów coś zjadliwego. Tylko żadne fish & chips!
Hermiona zamówiła więc Roasty dinner, który już tu próbowała więc wiedziała, że jest wyśmienity.
– Pije pan wino? Nie wiem, jakie do tego pasuje, ale pewnie kelner będzie wiedział.
Snape potaknął i przeczekał zamawianie posiłku. W tym czasie przyglądał się kinkietom na ścianie, w formie lichtarzy ze świecami. Hermiona skończyła składać zamówienie, zerknęła na co tak patrzy i uśmiechnęła się słabo.
– Wyglądają nieźle, ale nie da rady ich wynieść... Wie pan, to wszystko działa na elektrykę, więc wlókłby pan za sobą kabel...
Na króciutką chwilę uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu, ale szybko przybrał zwykły wyraz twarzy. Hermionę zaskoczyło nagle to, że już się go nie obawiała. Poczuła się bez mała tak, jakby widziała go już tysiące razy, ale do tej pory jej wzrok prześlizgiwał się po nim i teraz po raz pierwszy dostrzegła tak naprawdę. Byli po tej samej stronie i oboje doskonale teraz o tym wiedzieli.
– Wracając do naszej rozmowy... Zdajesz sobie chyba sprawę, jak poważna to jest sprawa. Rozmawiałaś o tym z kimś?
– Tylko z panem. Harry nie ma wystarczającego doświadczenia. Pan Wesley... hmmm...
– Przecież mogłabyś na niego liczyć, czyż nie?
– Kiedyś tak. Teraz... no dobrze, powiem panu o co chodzi, żeby wszystko było jasne. Rozeszliśmy się z Ronem... Nie wdając się w szczegóły, Ron znalazł sobie inną i któregoś dnia po prostu na nich wpadłam... To samo powiedziałam Wesleyom, ale to on z nimi mieszka i może im opowiadać co chce i kiedy chce, więc nie wiem, co teraz o mnie sądzą... – bawiła się widelcem leżącym na serwetce.
– Co za dureń. Ale cóż, nigdy nie twierdziłem, że Wesley jest inteligentny – Snape coś wiedział o tym jak to jest, kiedy osoba, która się kocha, woli kogoś innego. Choć w jego przypadku to nie było dokładnie to samo.
– Dziękuję – uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niego. – W każdym razie dlatego nie chciałam z nim o tym rozmawiać.
– Rodzicom nie mówiłaś?
– Tylko trochę. Bez szczegółów. Powiedziałam, że się trochę skomplikowało w pracy, że niby dostałam awans, ale ktoś chce mi świnię podłożyć... – po jej twarzy przemknął krótki uśmiech. – To znaczy, że ktoś mi źle życzy.
– Bardzo dobrze. I tak ma zostać. Nie mów o tym nikomu, pod żadnym pozorem. Tylko ja mogę zdecydować czy i kto może się w to wmieszać. Jeśli chodzi o twoje mieszkanie, będziesz jednak musiała założyć sobie jakieś zabezpieczenia. Im szybciej, tym lepiej. W którymś momencie oni pewnie się zorientują, że coś podejrzewasz i mogą zacząć jakoś reagować. Jeśli zrobisz to wtedy, to po prostu potwierdzisz, że mają rację. Żebyś teraz miała jakieś wyjaśnienie, upozorujemy włamanie. Rozgłosisz to u siebie w pracy i nikt się nie będzie dziwił, że młoda, samotna kobieta zabezpiecza swoje mieszkanie.
– Wiedzą już o Ronie.. nie będzie to dziwne, że tyle się nagle dzieje?
– Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami.
– Chyba w stadach... – burknęła, a on opanował chęć zaśmiania się.
Kelner przyniósł pieczywo i pozmieniał trochę nakrycia na stole, więc milczeli przez chwilę.
– Przypuszczam, że to pan się do mnie włamie, tak? Którędy, przez kominek? Czy przez drzwi wejściowe?
– Przez kominek. To będzie bardziej wskazywało na czarodziejów. Inaczej mogłabyś po prostu założyć jakieś dodatkowe zamki w drzwiach. A tak zaklęcia będą usprawiedliwione.
– Ale ja nie znam żadnych!
– Po pierwsze, do tego tobie wystarczyłaby książka – Snape postanowił nie zwracać uwagi na rumieniec, który wypłynął jej na policzki, choć zanotował sobie w myślach, że trzeba będzie nad tym popracować. Ktoś jej coś insynuuje, a zaprzeczanie się na nic nie zda, jeśli przy okazji będzie wyglądała jak piwonia... – Po drugie Jinks & Hayde zakładają je profesjonalnie. Możesz się do nich zgłosić, przyjdą i założą. Tak z pewnością to będzie lepiej wyglądało.
Dziewczyna była trochę głodna, więc wzięła małą kromkę świeżego chleba i zaczęła podskubywać.
– A... kiedy chce się pan włamać? Warto byłoby, żeby mnie wtedy nie było. Może pan narobić trochę bałaganu.
– W poniedziałek albo wtorek, jak będziesz w pracy. W ten weekend nie mogę. Skorzystaj z okazji i zabierz z domu to, co najbardziej wartościowe, bo coś będę musiał ci ukraść...
Hermiona nagle się ożywiła.
– Mogę jakoś oznaczyć to coś, żeby właśnie to mi pan ukradł?!
– Jeśli chcesz... Co to takiego? – zapytał Snape, chcąc wiedzieć, czy przygotować się na coś ciężkiego, czy bardzo dużego.
– Moja ciocia uważa się za malarkę. Dostałam od niej obraz, który wieszam, jak ona ma przyjść, a potem czym prędzej ściągam ze ściany, bo aż oczy od tego bolą...
– Ładnie doceniasz prezenty od rodziny...
– Jak go pan zobaczy to zrozumie...! Jak już musi pan coś zabrać, to lepiej to. Bo inaczej mógłby pan wziąć coś, co ma dla mnie wartość.
– Masz nadal tego rudego kota? Jeśli tak, to muszę przypomnieć sobie zaklęcie na oczyszczanie ubrania z kociej sierści...
No tak, przecież wiedział o Krzywołapie. Kto jak kto, ale on musiał sobie go dokładnie zapamiętać. Czując, że chyba nigdy nie przestanie się rumienić, potaknęła patrząc w talerz.
Snape westchnął w duchu. Kelner ciągle się kręcił. Przyniósł im małe buteleczki z sosami i octem. Żeby coś mówić, zaproponował:
– Umówmy się, że to, co się zdarzyło w czasie twojej niewątpliwie chwalebnej szkolnej karierze odkładamy na bok i zapominamy, dobrze? Będzie nam trochę ciężko ze sobą... pracować – przeciągnął lekko sylaby – jeśli za każdym razem, jak coś powiem, będziesz się peszyć. Rozumiemy się?
– Oczywiście. Nie będzie to łatwe, ale...
– Aż tyle narozrabiałaś? – uniesiona brew. Klasyka.
– Za późno na odejmowanie punktów! – roześmiała się.
Po chwili kelner przyniósł im wreszcie talerze i zaskoczył go fakt, że Hermiona zamówiła sobie zwykłą herbatę z mlekiem.
– Nie lubisz wina? – podniósł do góry kieliszek, spojrzał na czerwony płyn pod światło i powąchał z przyjemnością.
– Jak to moja mama mówi, dobre wino nie jest złe. W zasadzie to bardzo rzadko piję. Dobre wino może być, piwo też, reszta może już niekoniecznie. Ale nie sądzę, żeby to był najlepszy moment na picie. Zmęczenie, zdenerwowanie... lepiej nie mówić co by z tego wyszło... Do domu bym pewnie nie trafiła!
No to faktycznie lepiej zostań przy herbacie...
Kiedy zostali sami, jedząc mogli wrócić do poważnych tematów.
CDN
O, jednak Snape nie ma aż takiego kija w tyłku. Ciekawi mnie, jak wygląda ten obraz i jak dokładnie zamierzają się włamać. Na razie sporo kombinują i nawet mi się to podoba.
Czy możemy to uznać za ich pierwszą randkę?